O arogancji, tolerancji i szacunku
Historia dowodzi, że okazanie szacunku drugiemu człowiekowi, całemu narodowi, nawet wówczas, gdy jest to gest na wyrost – może przynieść zbawienne skutki. Dziś, kiedy rośnie rzesza wykluczonych, a ekstremiści wciąż zyskują poklask, trzeba szukać nowego języka porozumienia. Wszak tylko anioły i bestie umieją żyć poza wspólnotą. Drugiego dnia Gdańskiego Areopagu debatowano nad AROGANCJĄ – TOLERANCJĄ – SZACUNKIEM. Do debaty zasiedli. Krzysztof Pomian – filozof, historyk, eseista, który wyemigrował do Francji (1973), był jednym z najbliższych współpracowników Jerzego Giedroycia, dyrektor tworzonego w Brukseli Muzeum Europy. Magdalena Fikus – specjalistka w dziedzinie genetyki, która zajmuje się biofizyką i biotechnologią, pracuje w Instytucie Biochemii i Biofizyki PAN w Warszawie, od lat aktywnie działa na rzecz popularyzacji nauki. Adam Daniel Rotfeld – dyplomata i pedagog, współprzewodniczący Polsko-Rosyjskiej Grupy ds. Trudnych, członek „grupy mędrców” przygotowującej koncepcję reformy Sojuszu Północnoatlantyckiego. I Zygmunt Bauman – socjolog, filozof, eseista, jeden z najważniejszych twórców koncepcji postmodernizmu, znawca i interpretator Holocaustu, wielokrotnie nagradzany prestiżowymi nagrodami. Pogarda i wykluczenie Czy szacunek jest stopniem wyższym od tolerancji? – zapytano Krzysztofa Pomiana. Padła krótka odpowiedź: Nie. Przeciwieństwem szacunku jest pogarda, a antonimią tolerancji wykluczenie. Tolerancja może iść w parze z pogardą i często tak bywa. Bywa też , że szanujemy tych, z którymi się nie zgadzamy, a ich działań nie podzielamy. Dla przesłań negatywnych, trudno jednak szukać szacunku. – Antysemita głęboko przekonany o tym, że Żydzi chcą zawładnąć światem, może być chyba szanowany tylko przez innego antysemitę – argumentował mówca. – A terrorysta przez innego terrorystę. Zdaniem prof. Pomiana niepokojące jest w Polsce istnienie formacji politycznej, która buduje kapitał na obalaniu szacunku. Człowiek samo może sobie zaszkodzić Z pytaniem: Dokąd prowadzi arogancja wobec nauki? – rozprawić miała się prof. Magdalena Fikus. – Nie lubię arogancji – dyskutantka stwierdziła jednak stanowczo. I odwołała się do obiegowej opinii, że nauka ustanawia „pewną prawdę”. – Tymczasem nauka prawdy nie ustanawia. Szuka dróg zbadania tego co jest prawdą. Droga nauki jest drogą historyczną, w żadnym momencie nie możemy powiedzieć, że wszystko już wiemy – argumentowała prof. Fikus i wyliczała zagrożenia, które niesie nieumiejętne korzystanie z osiągnięć nauki. – Z punktu widzenia nauk przyrodniczych, chyba po raz pierwszy w dziejach ludzkości człowiek może zaszkodzić życiu na planecie i samemu sobie. Globalne działania człowieka odbijają się na życiu całego globu. Ludzie chcą używać technik, które wypracowały badania naukowe, a jeszcze nie wiemy, jak one się skończą. Co się stanie wtedy, jeśli będziemy aroganccy wobec tego co odkrywa nauka wiedząc, że nauka, gdy zdobywa nowe fronty, wycofuje się stwierdzając, że to była nie prawda? Zdaniem prof. Fikus u podstaw wzajemnego porozumienia leży edukacja, proces złożony i długofalowy, tylko edukacja jednak może wychować kolejne pokolenia otwarte na porozumienie. Ekstremizm Adam Daniel Rotfeld zmierzył się z pytaniem: Jak przekonać ekstremistę do szacunku? Kto jest ekstremistą? Dyplomata wyliczał trzy składowe skrajnych postaw. Jego zdaniem ekstremizm w skali międzynarodowej związany jest dziś z fanatyzmem, a fanatyzm z ideologią. Trudno podejmować rozmowę z ludźmi zideologizowanymi, silnie motywowani emocjami, bowiem wierzą, że reprezentują jedyną prawdą. – W moim przekonaniu ekstremizm zawsze podszyty jest strachem, niepewnością i słabością – mówił Adam Daniel Rotfeld i przekonywał, że trzeba zrobić wszystko, aby zlikwidować przesłania, które leżą u podstaw przeświadczenia o wykluczeniu. To jednak nie łatwe zadanie, bowiem globalizacja powoduje, że utrwalone wizje świata nie tylko zostają zakwestionowane, ale zmiecione, co czyni kolejne wyzwania. – Do tej pory w naszej cywilizacji nie znaleziono sposobu, aby odwieść ludzi od podejmowania aktów samobójczych. Największym niebezpieczeństwem jest mieszanina nie tylko zideologizowanych postaw, ale i postaw opartych na ignorancji i arogancji. Poza wspólnotą Zygmunt Bauman, ustosunkowując się do wystąpienia prof. Pomiana, wskazał na konsekwencje odnawiania człowiekowi szacunku – zarówno pogardzając nim, jak i upokarzając oraz znieważając. – Jeśli człowiekowi dosłownie lub w domyśle odmawia się szacunku, przeżycie upokorzenia pozostawia uraz, ból, rozdrażnienie. To dziś chyba najpospolitsze źródła niezgody, nienawiści i rządzy zemsty – dowodził prof. Bauman. Na tym jednak nie kończą się skutki społeczne upokarzania. Bycie upokorzonym jest hańbą. W zindywidualizowanym społeczeństwie dotkliwy jest wstyd z faktu, że nie ma komu przypisać swojego niepowodzenia. Agresywność w wyniku upokorzenia sprawia, że ludzie gotowi są kierować się nawet przeciw własnemu jestestwu. – Jeden upokorzony może bać się drugiego upokorzonego, może go nawet polubić, nie będzie jednak innych podobnych, niewydarzonych istot szanować. Biedacy mają równo ważne powody, aby odmawiać szacunku podobnym sobie – mówił prof. Bauman. – Cierpienie upokorzenia nie tworzy wspólnoty. Sprowadza człowieka do poziomu podklasy. A być totalnie wykluczonym, to tyle, co być odartym do goła ze wszystkich społecznych przybrań. Podklasa to nie tylko nieobecność wspólnoty, to tyle, co jej niemożliwość. Jest podklasa także niemożliwością społeczeństwa. Na zakończenie prof. Bauman przywołał Arystotelesa, który głosił, że nie można być człowiekiem inaczej jak w polis, mieście. – Tylko anioły i bestie mogą żyć poza wspólnotą – padła konkluzja. Materiał wybuchowy – Czy na pewno dwa pojęcia, do których przypisujemy negatywną konotację – agresja i lęk, odgrywają w życiu społecznym tylko negatywną rolę? – dopytywała dyskutantów prof. Magdalena Fikus. – Lęk z całą pewnością może być podstawą do tworzenia wspólnoty – odpowiadał Adam Daniel Rotfeld i nawiązał do przesłania prof. Baumana o wykluczonych. – Rośnie bardzo dynamicznie grupa ludzi, którzy mają poczucie wykluczenia. To wyzwanie dla wszystkich rządów i społeczności międzynarodowej, jeśli nie znajdziemy sposobu do minimalizacji, to doprowadzi do agresji i skutków, które trudno sobie wyobrazić. – Świat jest pełen wojen o uznanie, wojen uznaniowych – włączył się do dyskusji prof. Bauman. – Nie sądzę, aby lęk, upokorzenie, widmo wykluczenia, były jednymi z zasadniczych kapitałów politycznych. To potencjalne składniki materiałów wybuchowych. W naturalny sposób samoodraza skłania ludzi do poszukiwania winowajców nieszczęść, poszukiwanie kogoś, kogo można obwinić za własne nieszczęścia. Niesłychanie wygodnym sposobem na odmianę, co prawdę nie bardzo długotrwałą, jest wynalezienie kukły, którą udałoby się wypalić widmo niepewności i własne strachy. Porozumienie zamiast agresji Prof. Pomian odwoływał się do takich wydarzeń dziejowych, kiedy okazanie szacunku wyzwoliło ciąg pozytywnych zdarzeń. – W stosunkach międzynarodowych, jak i społecznych, bardzo istotną rolę odgrywa nawet jednostronnego okazania szacunku i znalezienia posunięcia, które w pierwszym odruchu może wydawać się oburzające, kiedy niemożność porozumienia zamieniona zostaje w sytuację, która zbliża do porozumienia – tłumaczył prof. Pomian. I przywoływał Europejską Wspólnotę Węgla i Stali, powołaną do życia w roku 1952, do której włączono Niemcy, podzielone wówczas na strefy okupacyjne, traktując jako równoprawnego partnera. A także list polskich biskupów do biskup niemieckich z 1965 roku, „Przebaczamy i prosimy o wybaczenie”, który po obu stronach spotkał się z niezrozumieniem wielu hierarchów, a w perspektywie historycznej okazał się bezprecedensowym wydarzeniem. – Mamy tu do czynienia z próbami wyjścia z sytuacji, na które można by reagować agresją, utrwaleniem tego stanu rzeczy. Stworzono warunki porozumienia. Odpowiedzialność Zdaniem Adama Daniela Rotfelda dziś obok państw i rządów aktorami stosunków międzypaństwowych są struktury pozarządowe, często niezwykle wpływowe i nieporównywalnie bogatsze od państw. Jego zdaniem znacznie łatwiej jest rozmawiać państwom z rządami, nawet zbrodniczymi, niż z partnerami reprezentującymi inne siły. Sztuką jest dziś więc znalezienie sposobu na rozmowę. Nie bez znaczenia jest jednak również postawa rozmówcy. Niemcy po II wojnie światowej jako naród mieli poczucie winy i odpowiedzialności za to co się stało – twierdzi dyplomata. – Nie dlatego jednak, żeby byli tak szlachetni, ale dlatego, że inne państwa nie dały im wyboru, mieli przyjąć to jako dogmat, tak wychowano pokolenia. W Rosji tego poczucia odpowiedzialności nie było, bowiem społeczeństwo rosyjskie miało przeświadczenie, że jest społeczeństwem ofiar. A rozmowa o winie między ofiarą i ofiarą jest znacznie trudniejsze, niż rozmowa między ofiarą a oprawcą. Zdaniem dyplomaty, kiedy Rosjanie powiedzieli publicznie, że Katyń nie był „incydentem” i działanie Niemców, a 38 mln Rosjan obejrzało film Wajdy „Katyń” – nastąpił przełom. – Moment, w którym społeczeństwo rosyjskie i władze Rosji, rosyjska cerkiew prawosławna, jednoznacznie potępiły zbrodnie stalinowskie, było punktem zwrotnym w dialogu – twierdzi Rotfeld. Tylko łajdak ma sto procent racji A na zakończenie zabrzmiało z ust Macieja Wierzyńskiego, dziennikarza TVN24, współmoderującego debatę wraz z ks. Krzysztofem Niedałtowskim, duszpasterzem środowisk twórczych, motto do „Zniewolonego umysłu” Czesława Miłosza. To cytat za Starym Żydem z Podkarpacia. Jeżeli dwóch się kłóci, a jeden ma 55 procent racji, to bardzo dobrze i nie ma co się szarpać. A kto ma 60 procent racji? To ślicznie, to wielkie szczęście i niech Panu Bogu dziękuje! A co by powiedzieć o 75 procent racji? Mądrzy ludzie powiadają, że to bardzo podejrzane. No, a co o 100 procent? Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak. Debata odbyła się 13 listopada 2010 w sali Polskiej Filharmonii Bałtyckiej na Ołowiance. |