Areopag 2004 Odpowiedzialność za słowo | |
Noc w starym kinieKino Kameralne w Gdańsku Stanisław Janicki, krytyk filmowy, reżyser, autor publikacji na temat polskiej kinematografii: Dobry wieczór Państwu. Przyznam, że tak dobrze, to już mi dawno nie było. A już w starym kinie na pewno.
Temat jest ogromny. Chciałbym dziś zwrócić Państwa uwagę na zaledwie kilka aspektów rozległego problemu. Nie jestem teoretykiem, jestem praktykiem, więc podzielę się jedynie swoimi skromnymi spostrzeżeniami. A uczynię, to posługując się filmami Charlesa Chaplina, nie ukrywam - mojego ulubionego twórcy filmowego. Choć istnieją oczywiście obiektywne przyczyny, żeby właśnie jego utworom i jego zmaganiom ze słowem się przyjrzeć i nimi się posłużyć.
Projekcja filmu „Żeby zarobić na życie” z roku 1914
Ten pierwszy film Charlesa Chaplina wszedł na ekrany 15 stycznia 1914 roku. Jak Państwo widzieliście, to film bez słów, bez napisów, zresztą dla zrozumienia akcji one kompletnie były niepotrzebne. Ale też był to film bez Charliego. To nie jest Charlie wieczny i nieśmiertelny włóczęga. To jest bimbam, nabieracz, niebieski ptaszek. To nie jest jeszcze Chaplin. Wspomniałem o zastrzeżeniach Chaplina do metody obowiązującej w wytwórni Keystone. Chaplin mówił tak: „Ta metoda była budująca, ale ja osobiście nie cierpiałem gonitwy. Zaciera ona osobowość aktora. A choć mało się wtedy znałem na filmie, wiedziałem, że nie ma nic ważniejszego od osobowości”. Ale sama osobowość oczywiście nie wystarcza. Potrzebne jest coś więcej. Dla Chaplina tym więcej było przeświadczenie - jak sam o tym mówił - że osnową życia jest konflikt i ból. Powiadał: „Całe moje błaznowanie było instynktownie na tym oparte. Moje obmyślania treści komediowych były proste. Polegały na procesie wpędzania ludzi w tarapaty i wyciągania ich z ciężkiej sytuacji”.
Projekcja filmu „Psia dola” z roku 1918
W tym filmie słowo przybiera najróżniejsze kształty, pełni też różne funkcje. Odróżnijmy przede wszystkim - przepraszam za te sformułowania o tak później porze - słowa wewnątrzkadrowe i słowa międzyujęciowe. Te pierwsze informują, na przykład: „Potrzebni robotnicy do pracy w piwiarni” albo „Zielona Latarnia. Wstęp wolny”, „Dancing”, rysunek porcji lodów „5 centów”, „Łóżka” i tak dalej. Klasyczne napisy umieszczane są na czarnym tle, między poszczególnymi ujęciami. No, te już są bardziej skomplikowane. Wprawdzie pełnią one również funkcję informacyjną w odniesieniu do miejsc akcji, ale również w stosunku do osób, istot. Co więcej - i to jest najciekawsze i najistotniejsze - zawierają również pewien komentarz odautorski, charakteryzujący w sposób żartobliwy te miejsca, sytuacje, osoby, istoty. Mają one też - jak Państwo zauważyliście - pewien walor literacki. „Czystej rasy kundel”; „Miłe miejsce” - mowa oczywiście o nie najwyższego lotu spelunce, w której odbywa się część akcji. „Nie jesteśmy sami” obecność pcheł. „Nowa piosenkarka w starej piosence”. No i oczywiście koronny napis: „Flirtuję” - kiedy dziewczyna jakby wyjaśnia swoje gesty i mimikę, a Charlie kompletnie, nie rozumie. Dla porządku i informacji powiem, że tych napisów międzyujęciowych, czyli klasycznych napisów w filmie niemym, w tym obrazie jest tylko dziesięć na trzydzieści dwie minuty całego filmu.
Fragment filmu „Gorączka złota” z roku 1925
„Gorączka złota” weszła na ekrany w 1925 roku. Dwa lata później już nastąpiła wielka rewolucja. W kinie nastała era filmu dźwiękowego. Chaplin bronił się przed dźwiękiem rękami i nogami: „Nienawidzę filmów dźwiękowych. Niszczą one najstarszą sztukę na świecie, sztukę pantomimy. Niweczą piękno milczenia. Nie sądzę, by głos mój mógł coś dodać do moich komedii. Przeciwnie. Zniszczyłby złudzenie, które chcę stworzyć, iluzję małej symbolicznej sylwetki uosabiającej śmieszność, która jest nie rzeczywistością, ale humorystyczną ideą, komiczną abstrakcją. Najsilniejsze stany emocjonalne duszy są nieme, zwierzęce, groteskowe lub niewypowiedzianie piękne”.
Fragment filmu „Światła wielkiego miasta” z roku 1931
Przemówienie burmistrza. Bełkotliwe, zniekształcone, pozornie niezrozumiałe, ale przecież znamy treść takich przemówień. Czy trzeba rozumieć każde słowo czy jakiekolwiek słowo? I przejmujący finał komedii „Światła wielkiego miasta”. Dziewczyna sprzedająca kwiaty odzyskuje wzrok. Nigdy nie widziała swego dobroczyńcy i ukochanego. Po wręczeniu jej pieniędzy na operację został aresztowany i przebywał pół roku w więzieniu. Teraz się spotykają. Ona odzyskała wzrok. Sprzedaje kwiaty. Zjawia się obszarpany, biedny Charlie, który wyszedł właśnie z więzienia. Spostrzega ją. Ona go oczywiście nie rozpoznaje. Z czystej sympatii wręcza mu różę, ale dotykając jego ręki rozpoznaje, kim jest ten włóczęga. Teraz następuje napis: „To ty?”. Charlie potakuje głową. Po chwili pyta - kolejny napis - „Widzisz?”. Ona - napis - „Tak, widzę”. Spojrzenie dziewczyny. Spojrzenie Charliego. Jego smutny uśmiech. Ściemnienie. Napis: „Koniec”. Tak kończą się „Światła wielkiego miasta”.
„Światła wielkiego miasta” to film, w którym odnajdziemy już wszystkie filmowe formy słowa z wyjątkiem jednej. A więc są napisy czysto informacyjne, takie jak: „Przerwa obiadowa” czy „Zbliżało się popołudnie”, na dobrą sprawę zbędne. To jest pozostałość po klasycznych filmach niemych, w których trzeba było określać dokładnie porę dnia.
Fragment filmu „Dzisiejsze czasy” z roku 1936 Powiedziałem, że Chaplin zdawał sobie sprawę z dodatkowego, komicznego wyrazu, jakie uzyskiwało zniekształcanie lub też preparowanie mowy ludzkiej. W obejrzanym przed chwilą fragmencie zabieg ten służył oczywiście wyłącznie dobrej, inteligentnej zabawie. Ale przemówienie burmistrza w „Światłach wielkiego miasta” z okazji odsłonięcia pomnika Pokoju i Dobrobytu miało już wyraźnie akcenty satyryczne. Natomiast w „Dyktatorze” z 1940 roku uzyskało wymiar groteskowo-tragiczny. Ponieważ ten film zajmuje wyjątkowe i przełomowe miejsce w twórczości Chaplina, warto mu poświęcić trochę więcej miejsca. Tym bardziej że słowo w tym filmie pełni rolę szczególną. „Dyktator” jest ostatnim filmem, w którym występuje Charlie. To pożegnanie nieśmiertelnego włóczęgi. „Dyktator” jest pierwszym filmem, w którym Chaplin przemówił własnym głosem, zaś w finale zwrócił się wprost do widzów. Warto przypomnieć, jak doszło do powstania tego niezwykłego filmu. Chaplin tak to opisuje: „W roku 1937 Alexander Korda zasugerował, żebym zrobił film o Hitlerze, oparty na pomyłce co do osoby, ponieważ Hitler nosi taki sam wąsik jak włóczęga. Mówił, że mógłbym zagrać obie te role. Dopiero po pewnym czasie pomysł ten dojrzał wraz ze zmieniającą się sytuacją na świecie. Jako Hitler mógłbym przemawiać do tłumów szwargotem i mówić, co bym tylko chciał. A jako włóczęga mógłbym być mniej lub więcej milczący”. Fragmenty filmu „Dyktator” z roku 1940 „Dyktator” jest w pewnym sensie antologią, kwintesencją twórczości Chaplina. Pod każdym względem, również użycia słowa. Scena początkowa filmu ze sławną grubą bertą to burleska, prawie slapstickowa, ale o jednoznacznym wyrazie satyrycznym, oskarżycielskim i antywojennym. Żydowski golibroda, drugi bohater grany przez Chaplina, to klasyczny Charlie, ale już mówiący, jednak - jak za chwilę zobaczymy - bardziej podatny na muzykę niż pleniące się na ekranach gadulstwo. Chaplin uważał zresztą muzykę, obok pantomimy, za najszlachetniejszą ze sztuk. Jest Hynkel, jego kompani, Tomania. To bodaj najostrzejszy atak na zło, wynaturzenie, na obłęd naszego świata (film zakazany w III Rzeszy - przyp. red.). Chaplin używa najmocniejszej broni, broni, która nazywa się śmiech. W tym jest genialny. Wydaje się, że nie ma równego sobie po dziś dzień. Ale ten mim, wielbiciel sztuki gestu, ciała, niedopowiedzenia, milczenia, okazał się też znakomitym autorem tekstu. Mistrzem dialogów. Najwspanialsza jednak, najefektowniejsza, najwymowniejsza, a jednocześnie najgłębsza scena „Dyktatora” pozbawiona jest znowu jakichkolwiek słów. A następująca po niej jest prawdziwym pantomimicznym, muzycznym majstersztykiem. Kolejny fragment filmu „Dyktator” Pomysł z tańcem węgierskim Brahmsa, ale nie tylko z tym utworem, był potem oczywiście wielokrotnie wykorzystywany, nawet w filmach przyrodniczych Walta Disneya. Ale mało kto odważył się na użycie słowa wprost, skierowanie słowa wprost do widza. W kodeksie filmowym uważane to było - no, jeszcze dzisiaj jest uważane - za kardynalny błąd, zgrzyt, dysonans, w najlepszym przypadku za nietakt. Takich rzeczy się nigdy nie robi. Co więcej, przemówienie Chaplina trwa kilka długich minut i dotyczy kardynalnych, najważniejszych spraw świata i ludzkości. Następny fragment filmu „Dyktator”
Taka była droga Charlesa Chaplina od zwariowanej burleski „Zarobić na życie” po film „Dyktator” i pożegnanie z Charliem i przesłanie dla świata.
Nieautoryzowane fragmenty spotkania |