Areopag 2004  Odpowiedzialność za słowo
Kamil Durczok

Kiedy dziennikarz staje się politykiem?

Czat z Kamilem Durczokiem
dziennikarzem Telewizji Polskiej

9 listopada 2004
www.wp.pl

Małgorzata Skrobecka, moderator: - Gościem Wirtualnej Polski jest Kamil Durczok, z którym porozmawiamy o tym, kiedy dziennikarz staje się politykiem? Zapraszamy do rozmowy.

blueyed: - Serdeczne pozdrowienia dla pana Kamila Durczoka :)

Kamil Durczok: - Witam wszystkich serdecznie, jestem do dyspozycji.

~on18_fajny: - Mam więc pytanie: Kiedy dziennikarz staje się politykiem?

K. D.: - Kiedy porzuca swoją rolę obserwatora i zaczyna agitację.

~bolec: - Czy aby dziennikarz nie jest całe życie politykiem - ciągle się w niej babrze?

K. D.: - Trzeba odróżnić obserwowanie polityki od jej uprawiania.

~rogacz: - Czy istnieje coś takiego jak kłamstwo dziennikarskie, jak ono przejawia się w  naszym życiu medialnym?

K. D.: - Kłamstwo dziennikarskie, jeśli istnieje, niczym nie różni się od zwykłego kłamstwa. Albo piszemy, mówimy prawdę, albo oszukujemy. Albo uprawiamy uczciwe dziennikarstwo, albo manipulujemy. Nie wprowadzałbym osobnej kategorii kłamstwa dziennikarskiego.

~On_31: - Mnie się wydaje, że dziennikarstwo i polityka to prawie to samo. Tu agitacja i tu agitacja. Zgadza pan się z tym?

~rob: - Widoczny jest podział na dziennikarzy, którzy sprzyjają politykom, i na tych, którzy ich krytykują, co pan na to?

K. D.: - Agitacja nie jest dziennikarstwem. Jeśli ktoś jest agitatorem, nie ma prawa nazywać siebie dziennikarzem. Na szczęście odbiorcy, a więc także wyborcy, są wyjątkowo wyczuleni na takie fałszywe nuty.

~lucjan: - Kiedy dziennikarz staje się narzędziem w rękach polityków? Czy zna pan takie przykłady? Bo ja znam, jestem z branży.

K. D.: - Kiedy jest leniwy i kiedy nie chce mu się weryfikować z należytą starannością informacji przekazywanych mu przez polityków. Albo kiedy, co gorsza, wie, że te informacje są nieprawdziwe lub mają na celu uzyskanie jakiegoś efektu przez polityka i godzi się na to z innych skrywanych powodów. Wtedy jednak jest to, jak już mówiłem, manipulacja.

~agnes: - Czy nie sądzi pan, że między uprawianiem polityki a jej obserwacją jest bardzo cienka linka, którą łatwo zerwać? Jaki jest pana sposób na to, by uniknąć takich sytuacji?

K. D.: - Zgadzam się, że szybko pojawia się, zwłaszcza kiedy obserwujemy polskich polityków, pokusa wyrażenia swojej opinii. Polska polityka i polscy politycy aż się proszą o komentarz lub ripostę. Jeśli jest to dziennikarska reakcja i dziennikarski komentarz, nie ma problemu. Jeśli jednak przez dłuższy czas okazuje się, że poglądy dziennikarza są zadziwiająco zbieżne z programem jakiejś partii, zaczyna się kłopot.

s@m: - Chciałbym zapytać, jeśli można... Czy uważa pan, że dziennikarz podczas wywiadu powinien ustosunkowywać się do wypowiedzi gościa, z którym rozmawia?

K. D.: - Ilu dziennikarzy, tyle pewnie opinii na ten temat. Czasem polscy politycy wygadują takie bzdury, że trudno się do tego nie odnieść. Zawsze jednak lepszy efekt przynosi odniesienie się do tego pytaniem niż własną uwagą czy komentarzem. Przynajmniej w wywiadzie telewizyjnym albo radiowym, który uprawiam.

~REPORTER: - Dziennikarstwo = polityka, najbardziej widać to w prasie lokalnej. Czy jest normalne, żeby politycy byli w zażyłych stosunkach z redaktorami naczelnymi?

K. D.: - Jeśli nie wpływa to na pracę zespołu dziennikarskiego, to nie stawiałbym chińskiego muru między światem polityki i dziennikarzami. Jeśli jednak widać, że dziennikarze próbują zgadnąć, czy znajomy naczelnego będzie zadowolony z artykułu czy tekstu, to zaczyna się problem. Zgadzam się natomiast z opinią, że dziennikarze prasy lokalnej i regionalnej w polskim „światku układów” nie mają lekkiego życia.

~tchnienie: - Słyszałem ostatnio, jak prezes publicznej TV oświadczył w radiu, że dowodem na odpolitycznienie tejże telewizji jest to, że przez czas jego urzędowania tzw. telefon rządowy odezwał się tylko dwa razy. Nie sądzi pan, że takim dowodem by było, gdyby taki telefon w ogóle nie istniał?

K. D.: - Politycy zawsze i wszędzie chcą wpływać na media. Myślę, że prób dodzwonienia się do prezesa Dworaka było znacznie więcej. Ważne jest, jak się na takie telefony reaguje.

~merecki: - Jolanta Pieńkowska twierdzi, że TVP naciągała „Wiadomości” do potrzeb rządu i ekipy rządowej, czy pan też tak uważa?

K. D.: - Proszę mnie zwolnić z obowiązku komentowania wypowiedzi moich kolegów dziennikarzy. Mogę powiedzieć, że podpisuję się pod każdym wydaniem „Wiadomości”, które firmuję swoją twarzą. Jeśli coś mi się nie podobało albo przeciwko czemuś protestowałem, robiłem to w dniu, w którym zdarzenie miało miejsce.

~BlueBiteKOBITE: - Czy uważa pan, jako doświadczony dziennikarz i, nie ma co ukrywać, AS polskiej sceny TV, że w Polsce możliwa by była przy obecnym stanie demokracji afera w stylu Watergate?

K. D.: - Już mamy sprawy, które swoim rozmachem i skutkami przede wszystkim, przypominają tamtą aferę. Jeśli przyjrzeć się sprawie Rywina, to trudno nie dostrzec jej wpływu na zmianę premiera (za pomoc w płatnej protekcji na szkodę Agory ze strony nieustalonej grupy osób w grudniu 2004 roku producent filmowy Lew Rywin skazany został na dwa lata więzienia – przyp. red.). I pierwsza, i dzisiaj działająca komisja śledcza też jest dowodem, że ważne pytania - oprócz całej masy prostych, politycznych sztuczek - można zadawać także w naszym kraju.

~Ineczka29: - Chciałabym wrócić do prasy lokalnej. Często jest tak, że dziennikarze tejże prasy wcale nie widzą problemu zależności, co więcej, są uzależnieni od lokalnych układów, jednak dla większości mieszkańców są jedynym źródłem informacji. Ja tu widzę problem. Czy pan również go widzi?

K. D.: - „Są ludzie i ludziska, są księża i księżyska”, mawiał biskup Pieronek. Uwaga ta dotyczy także dziennikarzy. Wszędzie można uprawiać uczciwe dziennikarstwo, choć są miejsca, gdzie jest to trudne. Ale w jakimś momencie trzeba zapytać, czy możliwe? Jeśli odpowiedź brzmi „nie”, każdy z nas zachowuje się tak, jak każe mu jego dziennikarskie sumienie, czasem oznacza to rezygnację z uprawianego zawodu.

~LadyTee: - Kiedy wg pana „agresywna” postawa dziennikarza wobec interlokutora jest umotywowana?

K. D.: - Tylko wtedy, kiedy jest spowodowana unikaniem odpowiedzi przez rozmówcę. Ale jak wskazuje praktyka, często znacznie łatwiej można „wydusić” odpowiedź z rozmówcy, całkowicie rezygnując z agresji.

~MICHU133: - Czy nie sądzi pan, że media niezależnie od stacji i kraju „kupują” tylko złe wiadomości, karmi się nas telewidzów katastrofami i skandalami. Czy na świecie nie zdarza się nic dobrego?

K. D.: - Jak wskazuje obserwacja światowych stacji telewizyjnych, nie jest to tylko nasza specyfika. Najprościej byłoby odpowiedzieć, że niestety takie wiadomości ludzie kupują najchętniej. Myślę jednak, że środowisko dziennikarskie powinno zacząć pracować nad określeniem granicy złych i dramatycznych informacji zamieszczanych w mediach. W przeciwnym razie za jakiś czas okaże się, że informacja o dziesięciu trupach to żadna informacja, a prawdziwy news zaczyna się od dwudziestu zabitych.

~goooooooo!: - Podstawowym problemem polskiej gospodarki, no może jednym z podstawowych, jest korupcja... W swoim życiu często spotykał się pan z tym zjawiskiem, czy jako dziennikarza raczej to pana nie dotyczy?

K. D.: - Jeśli w podtekście jest to pytanie o to, czy proponowano mi łapówkę, to odpowiedź brzmi: „nie”. Najwyraźniej otoczenie uznaje, że nie jestem dość ważny.

~Czaruś_30_gdynia: - Czy dziennikarze zdają sobie sprawę, że czasem ich komentarze w określonych sprawach mogą utrudniać rozwiązanie problemu? Mam na myśli ostatnie wywiady z matką porwanej Polki, gdzie dziennikarz, komentując, sugeruje słuszność postulatów wycofania wojsk z Iraku. Na szczęście sama matka jest innego zdania.

K. D.: - Jeśli informacja przemieszana była z komentarzem, to oczywiście jest to szkolny błąd. Jeśli natomiast dziennikarz wyraźnie oddzielił swój komentarz od informacji - miał do tego prawo. Nie znam materiału, o którym mowa, ale generalnie unikałbym wykorzystywania tak dramatycznych okoliczności do inicjowania debaty o tym, czy powinniśmy wycofać naszych żołnierzy z Iraku, czy nie.

~Dominik: - Panie Kamilu, jak panu się wydaje, dlaczego w polskich mediach obserwujemy tak liczną migrację dziennikarzy z jednej stacji do drugiej. Tworzą jakiś wizerunek swojej osoby w jednej stacji, a potem musimy od początku go utożsamiać z inną. Czy pan będzie wierny do końca TVP?

K. D.: - Chciałbym. Wędrówki ze stacji do stacji nie są wydarzeniem nadzwyczajnym, ale jeśli się zdarzają, to winę upatrywałbym raczej w działaniach menedżerów polskich mediów, a nie w dziennikarzach. U nas wciąż panuje przekonanie, że właściciel albo zarządzający stacją jest jednocześnie „właścicielem” dziennikarzy. Do dziś nie rozumiem, jak można było wypuścić Lisa z TVN... (Tomasz Lis 1 września 2004 roku rozpoczął pracę w Telewizji Polsat, obejmując stanowisko członka zarządu do spraw programowych. W lutym Tomasz Lis został zwolniony z pracy w TVN. Według zarządu stacji, swoimi działaniami w innych mediach doprowadził do kryzysu zaufania w relacjach z kierownictwem TVN. W styczniu Lisa odsunięto od prowadzenia „Faktów” do czasu wyjaśnienia spekulacji na temat jego udziału w wyborach prezydenckich, zapoczątkowanych publikacją „Newsweeka”. Tygodnik zamieścił sondaż o szansach w wyborach prezydenckich uwzględniający Lisa. Dziennikarz zajął w nim drugie miejsce za Jolantą Kwaśniewską. Zdaniem Lisa, prezydencki sondaż był pretekstem, żeby go zwolnić. W lutym Lis złożył pozew w sądzie pracy. Sąd przyznał mu w kwietniu tego samego roku ponad 240 tys. zł odszkodowania od TVN – przyp. red.).

~DORIAN_GRAY: - Dlaczego pan prezydent Kwaśniewski i pan Oleksy w swych wywiadach starają się narzucać wam dziennikarzom swój styl i prowadzą go w stylu zastraszania mediów. Coraz częściej z niepokojem obserwuję takie tendencje.

K. D.: - Taka próba to prawo - brutalne, co prawda, ale prawo - polityków. Obowiązkiem dziennikarza jest dać temu odpór.

~larwa: - Czy w poszukiwaniu prawdy nie należy zapominać o szukaniu kłamstwa i piętnowaniu go?

K. D.: - Słuszny postulat.

~LadyTee: - Proszę mi powiedzieć, czy pana zdaniem funkcja kontrolna mediów nie ma udziału w kreowaniu rzeczywistości politycznej w naszym kraju, a jeżeli tak, to w jakim stopniu?

K. D.: - W takim samym, jak kreują to życie wszyscy pozostali jego uczestnicy. Dziennikarze mają słowo, politycy władzę. Dziennikarze kontrolują polityków i im skuteczniej to robią, tym większa gwarancja, że władza nie będzie nadużywana. Wolę przesadę w kontrolowaniu niż minimalne choćby nadużycie władzy przez polityków.

~JUSTYNA21: - Co sądzi pan na temat takich gazet, jak „Fakt” czy „Super Express”?

K. D.: - Chciałbym, żeby Polacy z właściwym krytycyzmem czytali niektóre artykuły zamieszczane w tych gazetach. Choć mam fatalne zdanie o tabloidach, to trudno nie dostrzec, że czasami wysoko stawiają poprzeczkę wobec ludzi władzy. I to dobrze. Przykład z telefonem pani Błochowiak wskazuje, że oprócz masy bzdur, które w takich gazetach można przeczytać, spełniają one również bardzo pożyteczną rolę (Dziennikarze „Faktu”, podając się za dystrybutorów luksusowych telefonów komórkowych, wyposażonych w kamerę, dyktafon, dostęp do Internetu, proponowali politykom trzymiesięczne testowanie sprzętu, po czym przejęcie go na własność. Na spotkanie przystała jedynie Anita Błochowiak, posłanka SLD, członkini sejmowej komisji śledczej ds. afery Rywina. Nie tylko zgodziła się na przyjęcie telefonu komórkowego, ale i przystała na kryptoreklamę, czyli używanie aparatu podczas pracy kamer fotoreporterów. Po otwarciu pudełka odkryła telefon-zabawkę. Publikacja ukazała się 2 listopada 2004 roku. Posłanka przedstawiła inny przebieg zdarzeń – przyp. red.).

~REPORTER: - Czy uważa pan, że przestarzały wymóg autoryzacji powinien być zniesiony? Niekiedy polityk w trakcie wywiadu powie coś interesującego, czasem nawet odsłaniającego jego rzeczywiste intencje, ale w trakcie autoryzacji wykreśli to.

K. D.: - Nie jestem gorliwym zwolennikiem autoryzowania wywiadów, czasem jednak warto sprawdzić, czy nie jest się źle zrozumianym i czy słowo pisane rzeczywiście brzmi tak samo, jak to, co mówiliśmy.

~theedge: - Czy zgadza się pan z twierdzeniem, że im lepszy polityk, tym lepiej kłamie? I jaki w tym kontekście jest pana stosunek do „najwybitniejszych” postaci naszej sceny politycznej?

K. D.: - Jak każde uogólnienie, także i to zawiera duże ryzyko błędu. Nie wypowiadałbym się tak kategorycznie o wszystkich polskich politykach. Czy wybitna rola i pozycja Tadeusza Mazowieckiego oznacza również, że wybitnie potrafi kłamać? To fałszywa teza.

Małgorzata Skrobecka: - Dziękujemy za udział w czacie.

Nieautoryzowane, redagowane fragmenty czatu