Spódniczka mini. Czyli jak głosić dobre kazania?

Miejscowość pod Koszalinem. Niedzielna msza św. Kościół pełen ludzi. Homilia.
- Znów piłeś, kiedy wreszcie skończysz z nałogiem?! A wy?! Żyjecie na kocią łapę! Jak tak można bez ślubu?! - krzyczy ksiądz z ambony wymieniając imiona i nazwiska.
Ludzie z niedowierzania otwierają usta, spoglądają to na siebie, to na księdza. Nie wiedzą co zrobić.
- Skułbym mu ryja w zakrystii! Skułbym mu ryja!- bez żadnych ogródek mówi o. Marek Kosacz, dominikanin.
Jak twierdzą socjologowie, w Polsce Słowo Boże dociera do ponad połowy populacji. Każdej niedzieli głoszonych jest prawie 13 tys. kazań. Jak są głoszone? Czy prowokują do myślenia Czy niosą jakieś przesłanie, czy są tylko pustymi słowami? Jakie są główne grzechy polskiego kaznodziejstwa? Gdzie kończy się, a gdzie zaczyna kazanie?

Baza i czytanie, czyli jak zarżnąć kazanie

Homilia w jednym z gdańskich kościołów. Ksiądz stara się ukryć zdenerwowanie - nie przygotował się do kazania. Powtórki, zatrzymania, chwilami jąkanie się. Na twarzach słuchaczy znudzenie. Może warto byłoby się przygotować, a nie męczyć siebie i innych?
- Pierwszym słuchaczem kazania jest ten, który je głosi. Dopiero potem kaznodzieja może wyjść z nim do ludzi - wyjaśnia o. Wiesław Oszajca, jezuita, redaktor naczelny „Przeglądu Powszechnego”.
Dobrym sposobem jest zapisanie na kartce głównych punktów kazania, puent i pytań, które chce się zadać wiernym. Jednakże nie należy pisać homilii, a potem ją odczytywać.
- To jest zarżnięcie kazania. W ogóle nie do pomyślenia - stwierdza o. Kosacz.
- Tak samo jak korzystanie z baz kazań. Zasługuje to tylko na potępienie - wtrąca Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny miesięcznika „Więź”. - Słowo Boże musi być żywe.

List Episkopatu za parę groszy

Zasadzie tej przeczy odczytywanie komunikatów Episkopatu Polski i listów pasterskich. Zwykły list kojarzy się z ciepłem i serdecznością. Jest zaadresowany do konkretnego człowieka, a nie do ogółu wiernych.
- Kiedy słyszę z ambony Komunikat z 235 Konferencji Episkopatu Polski ogarnia mnie uczucie zmęczenia i senności - wyznaje Rafał Kuśko, informatyk.
Ponadto już w trakcie słuchania pierwszych słów listu czy komunikatu percepcja człowieka spada aż o pięćdziesiąt procent. Czy nie lepiej byłoby zawiesić list na tablicy ogłoszeń? Można też odsyłać ludzi do pism i stron internetowych, gdzie są one publikowane. Jeśli ktoś nie ma dostępu do internetu może za parę groszy wydrukować list w kafejce internetowej. Zainteresowani przeczytają, a wierni będą mogli wysłuchać kazania.

20 m kabla

Jedną z najważniejszych rzeczy w głoszeniu kazań jest nawiązanie kontaktu ze słuchaczami. Kiedyś używano ambony, by być lepiej słyszanym. Dzisiaj kościoły wyposażone są w sprzęt nagłaśniający. Ksiądz nie ruszając się z prezbiterium jest słyszany w całej świątyni. Brakuje jednak kontaktu bezpośredniego, kontaktu twarzą w twarz.
- Gdy jadę głosić kazanie pytam czy parafia ma mikrofon bezprzewodowy. Jeśli nie, to proszę o kupienie dwudziestu metrów kabla. Mogę wtedy dojść od ołtarza aż pod chór - opowiada o. Marek Kosacz. - Dzięki temu swobodnie rozmawiam z ludźmi. Oni mają dużo więcej do powiedzenia niż ty sobie przygotujesz.

Autentyczna obsuwa

Długi gotycki kościół w Choszcznie pod Szczecinem. Ksiądz chodzi z mikrofonem po kościele i rozmawia ze zgromadzoną młodzieżą.
- Mam pytanie do dziewczyny - mówi. Podchodzi do długowłosej blond osoby i zadaje pytanie.
- Ale ja jestem chłopakiem – słyszy odpowiedź.
I pięćset osób w ryk. Szaleńczy śmiech. Ksiądz biegnie przez kościół. Z głośników słychać: „Ale obsuwę zrobiłem, ale obsuwa!”. Nie kryje się z tym, że się pomylił.
- Błąd czasami świadczy o pewnej autentyczności, że to co ksiądz do mnie mówi rodzi się w tym momencie - stwierdza Dorota Zdunkiewicz-Jedynak, językoznawca i badacz języka ludzi Kościoła.
Jak w każdej rozmowie słucha się najchętniej kogoś, kto jest właśnie autentyczny. Aby takim być trzeba mówić własnym głosem i używać słów, które dla mówiącego są naturalne.
- Znakomicie czyni to Ojciec Święty. Spotyka się z ludźmi zróżnicowanymi pod względem wykształcenia, wieku, doświadczenia religijnego. Potrafi jednak znaleźć złoty środek - analizuje Zdunkiewicz- Jedynak. - Jego słowa trafiają do nas, bo to, co mówi płynie z jego wnętrza.
- Nazywam to językiem serca. Dzielisz się tym, co przemyślałeś na temat Ewangelii. Dzielisz się po prostu sobą. Dotrze to do osób starszych, studentów, a czasem nawet dziecko coś zrozumie – dodaje o. Kosacz.

Sacroslang

Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Dorotę Zdunkiewicz-Jedynak najbardziej archaicznym językiem posługują się kaznodzieje kościoła prawosławnego. Po drugiej stronie stoją protestanci, których język jest najbliższy współczesnemu człowiekowi. Pośrodku kaznodzieje kościoła katolickiego. Mimo prób unowocześnienia języka dalej pozostaje on archaiczny. Mówi się wtedy o sacroslangu.
- Jego pierwszy wymiar to żargon teologiczny: zamknięty, hermetyczny, niezrozumiały. Po prostu nie da się w nim rozmawiać - wyjaśnia ks. Krzysztof Niedałtowski, duszpasterz środowisk twórczych archidiecezji gdańskiej. - Drugi wymiar to język potoczny. Pan Jezus używał go w swoich przypowieściach. Było zrozumiały i interesujący dla normalnych ludzi.

Matka Boska wymięka

Były już msze bigbeatowe, bluesowe, gospel i metalowe.
- Czas na mszę hip-hopową z homilią, która byłaby rapowanym dialogiem. To język młodych ludzi - z przekonaniem mówi o. Kosacz.
Wydaje się to nieuniknionym kierunkiem rozwoju języka kazań. Jednak co sądzić o homiliach, gdzie spotkać można takie teksty: „skubany ten Jezus, tak 40 dni bez jedzenia”; „Matka Boska wymięka słysząc pozdrowienie anielskie”, czy też „pokaż swoje życie Chrystusowi w całym tym gnoju”?
- Nadmierna potocyzacja prowadzi do używania słownictwa na granicach wulgarności - stwierdza Zdunkiewicz- Jedynak. - Trzeba więc znaleźć złoty środek pomiędzy językiem teologicznym a potocznym.

Pobudka, już koniec kazania

Kolejna monotonna homilia w jednym z gdańskich kościołów. W prezbiterium kilku celebransów, jeden z nich przysnął. Ksiądz głoszący kazanie chcąc podkreślić swoje słowa krzyknął: „Wierzę!”. Śpioch zerwał się na nogi i dokończył: „W Boga Ojca wszechmogącego”.
Spanie na kazaniach zdarza się nie tylko księżom. W innym gdańskim kościele w czasie homilii zasnęły cztery osoby. Co robić by uniknąć takich sytuacji?
- Najważniejsze na mszy są dzwonki, używane stanowczo za rzadko. Powinno dzwonić się kiedy lektor idzie czytać lekcję, a przed Ewangelią ze trzy razy. Następny raz po kazaniu, żeby obudzić co poniektórych, czasem kaznodzieję - podsuwa pomysł o. Wacław Oszajca.

A jeśli dzwonki nie pomogą?

- Zabrać go na dwa dni do lasu i porozmawiać. Może kaznodzieja jest zestresowany i musi odpocząć - wyjaśnia o. Kosacz. - Jak nie pomoże, to trudno. Już zawsze pozostanie monotonny.
Wydaje się, że nie ma za krótkich wypowiedzi. Rekord osiągnął ks. Mieczysław Maliński wygłaszając kazanie składające się z jednego słowa: „Chamiejemy!”.
Z kolei jedno z najdłuższych kazań wygłoszone zostało w czasie Pielgrzymki hippisów na Jasną Górę - trwało ponad dwie godziny.
- Starożytni twierdzili, że 12-13 minut jest w sam raz. Można wtedy o jednej rzeczy powiedzieć dużo, albo nawet sporo o dwóch małych, które się ze sobą wiążą - poleca prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca.
W tradycji dominikańskiej kazanie nie ma określonej długości. Spełnia za to jedną ważną zasadę.
- Kazanie musi być jak spódniczka mini - krótka, żeby przyciągała uwagę i na tyle długa, żeby obejmowała istotę - cytuje o. Kosacz.

Szatan na ambonie

A jeśli już udało się wygłosić dobrą homilię można się tylko cieszyć, byle z umiarem. Jeden ze słynnych kaznodziejów skończył kazanie i zszedł z ambony. Podbiega do niego uradowana słuchaczka i mówi: „Ależ ojciec cudowne kazanie wygłosił!”. A ojciec na to: „Wiem. Szatan mi już to powiedział u góry na ambonie”.

Jakub Gilewicz