Do czegóżeśmy się tedy narodzili?
Źródła praw i powinności
Refleksja teologa, historyka i prawnika
Spotkanie środowisk naukowych i twórczych Wybrzeża
Teatr Wybrzeże w Gdańsku
1 września 2000, godz. 16.00
(...) Podstawowa teza mojego przesłania brzmi: nie wszystko zależy od decyzji człowieka. Na poziomie wartościowań i wyborów moralnych człowiek staje wobec pewnej rzeczywistości pierwotnej, która nie zależy od naszej decyzji, i która nie może być ustalana na przykład w wyniku demokratycznych procedur.
Bóg jest twórcą ładu moralnego
Nie jest to specyfika jedynie prawa moralnego czy powinności moralnej, bo podobne zjawisko istnieje na przykład w fizyce. Gdyby ktoś chciał przegłosować za pomocą procedur demokratycznych wartość stałej grawitacji albo ustalić w wyniku plebiscytu wielkość członu lambda w kosmologii, byłoby to groteską. Fizycy pogodzili się z tym faktem. Kiedy jednak próbujemy na poziomie prawa czy moralności mówić o obiektywnych fundamentach, które są pierwotne w stosunku do ludzkiej egzystencji, bardzo często spotykamy się ze sprzeciwem. By więc wejść w tę perspektywę, którą proponuje chrześcijaństwo, przypomnijmy pewne zasady.
Bóg jest twórcą ładu moralnego. Prawo moralne zakodowane w naszej naturze i w pewnym obiektywnym porządku stworzenia jest wyrazem Bożego planu zbawczego. To prawo moralne i zbiór zasad określających nasze powinności etyczne odnajdujemy w księgach Pisma Świętego, najpierw w dekalogu, a potem w Nowym Testamencie w opisie życia i działań zbawczych Jezusa Chrystusa, a w sposób szczególny w przesłaniu kazania na górze. Podczas gdy przekaz dekalogu przemawia do uniwersalnych intuicji etycznych ludzkości, w Ewangelii odnajdujemy przesłanie, które określa powinność specyficznie chrześcijańską. W perspektywie kazania na górze błogosławionymi, czyli szczęśliwymi, okazują się nawet ci, którzy cierpią prześladowanie, którzy płaczą, którzy są cisi i nie są na pewno ludźmi sukcesów. Ta specyfika aksjologiczna i etyczna Ewangelii wprowadza wiele paradoksów, które mogą zaskakiwać osoby przyzwyczajone do zdroworozsądkowych schematów.
Będziecie jak bogowie
Byśmy mogli uświadomić sobie odniesienie tych praw objawionych do konkretów naszej egzystencji, można odwołać się do różnych tekstów biblijnych. (...) Pozwolę sobie zacytować dwa zdania z Księgi Rodzaju. Bardzo często, mówiąc o grzechu pierwszych rodziców, pasjonujemy się, czy to było jabłko, czy też inny owoc. Natomiast nie obejmujemy uwagą innych sformułowań, które w mym odczuciu, mają fundamentalną doniosłość. W III rozdziale kusiciel mówi: „gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło”. Pada propozycja, aby zaistnieć tak jak Bóg: „będziecie jako bogowie”. Tu jest właśnie propozycja autonomii człowieka, który nie będzie zwracał uwagi na obiektywny fundament powinności moralnej, będzie lekceważył te prawa moralne, które winny mieć charakter uniwersalny, uważając, że on sam po otwarciu oczu może nie tylko znać, ale konstytuować Boga. Poznanie ma zarazem charakter konstytuujący, porządek ontologiczny i porządek poznawczy są identyczne. Pierwsza pokusa w raju: żeby to człowiek był istotą, która będzie fundować porządek obiektywnego dobra i zła. I zaraz potem przychodzi następne zdanie. Ta pokusa to nie jest pokusa ucieczki w prymitywizm, to nie jest pokusa radykalnego zakwestionowania Bożego porządku, przeciwnie niewiasta spostrzegła, że drzewo to ma „owoce dobre do jedzenia”, że jest ono rozkoszą dla oczu, i że owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy. Najpierw „owoce dobre do jedzenia” - liczy się pragmatyka, budujemy nowy porządek i nowy ład dla fundamentu naszej wizji świata. Uzasadnimy w inny sposób powinności i prawa moralne, biorąc pod uwagę kryterium pragmatyki - „owoce będą dobre do jedzenia” (...). „Owoce są rozkoszą dla oczu” - alternatywna wizja porządku świata jawi się jako propozycja estetyczna. Ona może usatysfakcjonować tych, którzy są wrażliwi, mają duszę artysty. Trzeba zakwestionować Boży porządek w imię troski o estetykę. A potem - „owoce tego drzewa nadają się do zdobycia wiedzy”. Tutaj apel do intelektualistów. Dopiero po konsumpcji tych owoców osiągniemy wiedzę, zdobędziemy nową, intelektualną wizję świata, trzeba wyzwolić się z wcześniejszych uprzedzeń.
Neutralna relacja do wartości
Właśnie te pokusy funkcjonują na przestrzeni wieków, kiedy usiłujemy uwolnić się od prawdy o transcendentnym uwarunkowaniu ładu moralnego, o tym że Bóg w swoim planie zbawczym określił pewien porządek - pewien to znaczy, że nie cały - nienaruszalnych wartości, które trzeba respektować. Ta pokusa jest kwestionowana w różnych epokach, dlatego Ojciec Święty w encyklice „Centissimus annus” (z 10 listopada 1994 r. - przyp. red.) tak mocno podkreśla, że nie zbudujemy trwałej i stabilnej demokracji bez fundamentu wartości. Że jeśli wyzwolimy się z kategorii aksjologicznych, nie będzie w nas odniesienia do tego systemu moralności, który został określony przez Boga. Tego typu demokracja będzie systemem nietrwałym. Dlaczego? Dlatego, że życie ludzkie dokonuje się w pewnym horyzoncie aksjologicznym, w odniesieniu do wartości. Nasza relacja do wartości nie jest neutralna, ale razem z wartością pojawia się imperatyw jej realizacji w naszym życiu. Ten imperatyw może być skodyfikowany w postaci normy, a może jawić się w naszym głosie sumienia jako poczucie powinności moralnej. To, czego doświadczają tak często bohaterowie Conrada (Joseph Conrad /1857-1924/ - w jego powieściach i opowiadaniach dominuje problematyka psychologiczno-moralna; sceptycyzm światopoglądowy pisarza łączy się w nich z przekonaniem o bezwzględnej konieczności przestrzegania kodeksu zasad etycznych - przyp. red.). Tu pojawia się wiele propozycji konkurencyjnych, w których Boża hierarchia ładu otrzymuje kontrpropozycję ze strony nowych kusicieli faworyzujących estetykę, pragmatykę, czy swoiście pojęte interpretacje intelektualne. Słowo „wartość” staje się w tej perspektywie już słowem zbędnym. Starając się zakwestionować poczucie powinności moralnej usiłuje się w różny sposób kwestionować fundament aksjologiczny. Konkretny przykład. Miłosz pisze, że w 1968 r., kiedy w swoich wykładach w Berkeley (Uniwersytet Kalifornijski - przy. red.) użył terminu „wartość”, od razu pewne środowiska opiniotwórcze kreowały go jako faszystę. Jeśli ktoś mówił o wartościach, automatycznie zostawał faszystą. Dlaczego? Bo w tym samym czasie sympatycy liberalnej lewicy bronili tezy, iż w przyszłym społeczeństwie wartości będą zanikać.
Chrześcijańska wizja powinności
Wśród tych wizji, że będzie zanikała rodzina, walka klasowa, znalazły się także tezy reprezentowane m.in. przez Sartra, że wartości zanikną w przyszłym społeczeństwie i wystarczy sama praxis, jakaś odmiana pragmatyki. Współcześnie tę opinię popularyzuje Richard Rorty (ur. w 1931 r. w Nowym Jorku, kontynuator neopragmatyzmu Johna Deweya, uważany powszechnie za jednego z najważniejszych filozofów postmodernizmu - przy. red.) twierdząc, że w demokracji parlamentarnej wystarczy pewien zespół norm przegłosowanych przez kompetentne władze, natomiast zupełnie niepotrzebna jest nam metafizyka, etyka, aksjologia. Rorty zaciera różnicę między imperatywem moralnym a konwenansem towarzyskim, czy prawem, które może być przegłosowane w wyniku przypadkowych uwarunkowań. Krytycy Rorty`ego słusznie podkreślają, że istnieje jednak zasadnicza różnica między obgryzaniem paznokci - co w towarzystwie, w wielu środowiskach kulturowych, jest na ogół niemile widziane - a torturowaniem więźnia polegającym na wbijaniu drzazg za paznokcie. Może przyjść moda i obgryzanie paznokci stanie się oznaką dobrego tonu. Natomiast torturowanie ludzi z powodu ich przekonań, w jakichkolwiek środowiskach by się dokonało, zawsze ma jednoznaczną ocenę moralną z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej. I jeśli ktoś zaciera różnicę między powinnością moralną a konwenansem towarzysko-kulturowym, tym samym odchodzi od tej wielkiej tradycji intelektualnej, która inspirowała chrześcijańską wizję powinności.
Niestety obecnie wśród zjawisk, które obserwujemy razem z przemianami w kulturze, widać, że następuje wyraźne odejście od etosu, w którym kategorie moralne odgrywały podstawową rolę. Jeszcze po wojnie kiedy Conrad nie był popularny, Jan Kott (krytyk literacki - przyp. red.) krytykował go jako imperialistę. A później Kot zmienił poglądy, natomiast w niektórych środowiskach pozostała niechęć do stosowania kategorii moralnych w stylu Conrada czy Herberta. W następstwie tego, kiedy czytam dziś pamiętniki budowniczych PRL-u, czy choćby pamiętniki ostatnich pierwszych sekretarzy, w ogólnie nie zauważam tam kategorii wartościowań moralnych. Są frakcje partyjne, jest beton i są liberałowie, są różnego rodzaju konflikty, układy, przetargi, to jest wszystko pragmatyka. Rorty by się cieszył, bo w tym społeczeństwie nie funkcjonuje, przynajmniej nie jest widoczny, żaden zbiór wartości, czy zbiór powinności moralnych. I niestety, jest to zjawisko, które można obserwować w skali ogólniejszej niż polscy działacze.
Cogito czy Tarzan
Zjawiskiem kulturowym naszych czasów staje się mentalność happeningu. Dlaczego? Bo jednak niektóre osoby powinny dokonywać wartościowań moralnych i ocen etycznych, powinny ustosunkować się to tego, dlaczego nie mówią nic w języku powinności. Najłatwiejsza forma neutralizacji składnika aksjologicznego i etycznego pojawia się w traktowaniu życia jako happeningu. Tak jak ongiś neutralizowano ludzką wolność, pisząc przy wjeździe do Oświęcimia: „Arbeit macht frei” („Praca czyni wolnym” - przy. red.), dziś usiłuje się na miejsce tej zasady wprowadzić „Spiel macht frei” („Zabawa czyni wolnym” - przy. red.). Przeżywać życie w kategoriach nietzscheańskich, rozbawionego Dionizosa, który upił się winem i dobrze się czuje. Wprowadzać zespół wartościowań, których estetyka i konwenanse są czymś najważniejszym, nie przywiązywać głębszej wagi do żadnych wartościowań. Tak otrzymujemy happeningową wizję rzeczywistości.
Tego typu zjawisko nasila się, gdy uwzględnimy proces globalizacji, gdzie w globalnej wiosce brakuje uniwersalnych wartości. Z braku uniwersalnych wartości czymś uniwersalnym stają się logo i hasła producentów, natomiast człowiek zaczyna żyć bez absolutnych norm. I wtedy zaczyna się produkcja sztucznych absolutów. Widzimy w niektórych środowiskach fenomen „szalikowców”, czy nasilające się ruchy fanatyków etnicznych. Klub sportowy albo naród zostaje wprowadzony na miejsce, które w aksjologii klasycznej było przeznaczone dla obrońców obiektywnych wartości (...).
Troska o formowanie wrażliwych dusz
Pojawia się więc dla nas wszystkich alternatywa - czy kultura przełomu tysiącleci będzie mieć swój model do naśladowania w panu Cogito czy Tarzanie, który beztrosko z krzepą zademonstruje swój wpływ i będzie głosił te hasła, które w kręgu filozofii happeningu cieszą się dużą popularnością.
Naszym zadaniem jest kształtowanie wrażliwych sumień i troska o świat wartości, by te dramaty, których opisem jest grzech pierwszych rodziców, nie miały przekładu na doświadczenie każdego pokolenia. I tutaj niektórzy mogą mieć pretensje do Boga: dlaczego ta powinność w naszym sumieniu jest tak słabo doświadczana? Doskonale wiemy, że aby odbierać jakiś program nie wystarczy mieć doskonałą aparaturę. Sposób obsługiwania tej aparatury jest czymś zasadniczym. Można mieć doskonałe aparaty i słyszeć tylko szum informacyjny. Podobnie jest z funkcjonowaniem sumień. Każdy z nas je ma, ale jeśli nie odczytujemy powinności moralnych w sumieniu może to znaczyć, że trzeba nam zasadniczej troski o formację wrażliwych dusz, nawiązujących do tej wielkiej tradycji, której symbolem pozostaje chociażby wspomniane tutaj nazwisko Herberta.
Kiedy ks. Krzysztof (ks. Krzysztof Niedałtowski - przyp. red.) zapytał mnie wczoraj, czy jestem przygotowany do dzisiejszej dyskusji, odpowiedziałem bardzo szczerze, że „nie jestem przygotowany ani zepsuty”. A teraz czuję się dokładnie jak ten młody student przed egzaminem, zupełnie nieprzygotowany i zupełnie niezepsuty przez wiedzę
W desperacji patrzyłem wczoraj wieczorem do książki Normana Daviesa o Europie i dowiedziałem się, że polska wersja tej książki nie ma indeksu rzeczowego, więc nie znalazłem nic, ani pół kapsułki.
Historia to również idee
Pierwsza moja reakcja była taka: dlaczego zaproszono historyka? Teologa, filozofa - naturalnie, ale szary kronikarz mało będzie miał do powiedzenia. Potem przypomniałem sobie, że historyk ma być czymś więcej niż kronikarzem. Że skuteczna analiza i interpretacja wydarzeń zależy od przekonań i wartości wyznawanych przez samego historyka. Historia dotyczy również idei, a nie tylko biegu wypadków. A więc dobry historyk powinien być w stanie coś sensownego powiedzieć. Oby tak było.
Druga moja reakcja była taka, że sama nowoczesna demokracja nie pomoże. Demokracja widziana jako system polityczny nie ma wartości sama w sobie, przekazuje tylko istniejącą kulturę demokratów lub wyborców. Można wyobrazić sobie na przykład wprowadzenie struktur demokratycznych na wyspę kanibali. Tam główny kandydat na prezydenta, który ma sprawną partię, wygra wybory bez trudności. Później z pełnym poparciem większości urządzi wielki bankiet, gdzie opozycja antykanibalistyczna będzie normalnie zjedzona i to zupełnie demokratycznie. Fachowo to się nazywa chyba terror albo dyktatura większości. Proszę pamiętać, że Adolf Hitler doszedł do władzy drogą demokratyczną.
Kobieta też jest człowiekiem
Owszem istnieje długa kronika rozwoju pojęć praw i powinności człowieka, rozpoczynająca się pewnie od Sokratesa. Jeśli się nie mylę jednak, to przez wieki brakowało uniwersalnej definicji „człowieka”. To pojęcie - „że każda istota ludzka jest równa”, a więc liczy się jako człowiek - jest ultranowoczesna w świecie prawnym, politycznym, czy społecznym. Godność każdej duszy ludzkiej może być podstawą religii chrześcijańskiej, ale nie została ona automatycznie przeniesiona na codzienną, świecką praktykę, nawet wspólnot chrześcijańskich. Przemyślenie koncepcji wrodzonych praw człowieka musiało poczekać do czasów Jeana-Jacquesa Rousseau w XVIII w. Dlatego jak sądzę, stosunkowo mało kto zajmował się na przestrzeni rozwoju cywilizacji chrześcijańskiej koncepcjami praw i powinności takimi, jakimi używane są ostatnio.
Przedstawiam kilka przykładów historycznych, na zilustrowanie tej zasady. W swojej „Europie” napisałem o rewolucji francuskiej i o „Déclaration des droits de l`homme et du citoyen”. W wersji polskiej mojej książki, deklarację tę nazwano deklaracją praw człowieka. Przepraszam jednak Państwa, ale tak nie było. Zgromadzenie narodowe w rewolucyjnej Francji gromadziło jedynie mężczyzn. Kiedy dzielna kobieta Olympia de Gouges napisała i wydała „Deklarację praw kobiety” (pełna nazwa tego dokumentu brzmi: „Deklaracja praw kobiety i obywatelki” - przyp. red.), została na rozkaz Robespierre`a ścięta na gilotynie. Pierwszy punkt jej tekstu brzmiał: „Każda kobieta rodzi się wolna i posiada te same prawa co mężczyzna”. W praktyce taka zasada nie była do przyjęcia przez sto lat i więcej.
Podobnie niewygodne fakty odnajdziemy, kiedy przyjrzymy się z bliska karierze wielkiego demokraty, jakim był Thomas Jefferson, jeden z autorów konstytucji Stanów Zjednoczonych. W swoim publicznym życiu Jefferson napisał przepiękne słowa o tym, jak każdy obywatel ma prawo do życia, do wolności i do starania się o szczęście. W swoim prywatnym życiu jednak utrzymywał dwie rodziny, jedną legalną - ze swoją żoną i drugą nieformalną - ze swoją niewolnicą, Murzynką. Taki był zwyczaj tamtych czasów. Po jego śmierci powstało w Ameryce Towarzystwo Potomków Jeffersona, którzy są bardzo liczni. Ale dopiero dwa lata temu, towarzystwo to uznało kilkuset potomków Jeffersona, czarnych albo niecałkowicie białych, którzy pochodzą od tamtej, świętej pamięci niewolnicy. Przez dwieście lat ci ludzie nie byli uważani za ludzi.
Władca absolutny
Jak widać trochę trudno jest wypełnić to zadanie - zarysować źródła pojęć prawa i powinności. Bardzo trudno nawet jest zacząć. Trzeba jednak coś zaryzykować (...).
W życiu państwowym prawa i powinności należały kiedyś do kompetencji władcy absolutnego, a do innych tylko wtedy, kiedy kompetencje te zostały rozproszone. W wypadkach ekstremalnych poddany władcy nie posiadał nawet prawa do życia. Kiedy pierwszy poseł angielski dotarł do Iwana Groźnego, car kazał jednemu z bojarów wyskoczyć z wysokiego okna pałacu i złamać sobie kark, chcąc pokazać Anglikowi kto rządzi w Moskwie. Bojar zrobił to natychmiast, bez protestu.
Do niedawna w życiu rodzinnym prawie absolutną władzę sprawowali ojcowie. Żona musiała obiecać posłuszeństwo mężowi, mąż żonie nie. Dzieci musiały słuchać rodziców. Oczywiście takie władcze prawa zostały złagodzone przez pojęcia „dobrego króla” lub „dobrego ojca”, który kocha swoich.
W życiu kościelnym, katolickim władzę sprawuje kler. Sytuacja ta przyniosła z czasem protestanckie wymaganie, aby wierzący miał bezpośredni dostęp do Pana Boga. Co z kolei budzi ciekawe pytanie, co by zrobił Robinson Crusoe, sam na pustej wyspie, jeśli byłby katolikiem? Tylko wprowadzić księży.
Wolność morderczych baronów
Sposoby, dzięki którym prawa się rozszerzają obrazuje historia mityczno-polityczna anglo-amerykańska. „Magna Charta” („Magna Charta Libertatum” to „Wielka Karta Swobód” - przy. red.) z XIII w. ustaliła prawa dla wąskiego grona morderczych baronów, którzy walczyli z królem Janem. 400 lat później, kiedy parlament angielski również walczył z królem, parlamentarzyści romantycznie patrzyli na „Magna Charta”, jak na początek wolności. I w XVIII w., kiedy kolonie amerykańskie również walczyły z królem, też uwielbiali tradycję „Magna Charty”. Praktycznie jednak równe prawa obywatelskie dla wszystkich dorosłych wprowadzone zostały w Wielkiej Brytanii dopiero w II połowie XX w. W tej historii więcej jest fikcji niż rzeczywistości.
Moim zdaniem, koncepcja powinności prawdopodobnie ma głębsze korzenie w dziedzictwie europejskim niż koncepcja praw. Rzymianie przejawiali mocne poczucie powinności wobec państwa. Poczucie, które pochodziło najpewniej od wspólnego długu wobec przodków i wobec prawa przez nich stworzonego. Cyceron napisał traktat o powinnościach, gdzie ściśle imitował zasady stoików greckich. Zadedykował go swojemu synowi. Po pierwsze powinnością ojca było bowiem przekazanie ziemskich tradycji potomkom. Od Cycerona pochodzi wielka część słownictwa w tych sprawach, używanego przez jego następców - i teologów, i filozofów. Mimo starodawnego pochodzenia jednak, temat powinności nie wydostaje się często poza krąg etyki osobistej. Wraca chyba mocniej dzisiaj jako kontrwaga dla jednostronnej obsesji praw (...).
Muszę usprawiedliwić swoją obecność tutaj i to przede wszystkim przed sobą. Prawo bowiem nie jest nauką, jak uważają niektórzy, i chyba słusznie. Trudno powiedzieć o normie prawnej, że jest prawdziwa lub fałszywa. Nie można jej zweryfikować. Prawo tym bardziej nie jest sztuką. Ustawę o kopalinach a nawet „Kodeks karny” trudno nazwać dziełem literackim.
Prawo jest praktyką
Prawo jest praktyką. Bardziej kojarzy się z trudem rolnika niż z zabawą dzieci. Ale prawo nas otacza w sposób „konieczny”. Prof. Adam Krzyżanowski, znany ekonomista, profesor Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, zadawał czasami studentom dziwne pytania. Kiedyś zapytał: „Co pan widzi, wychodząc na wieżę ratuszową w Krakowie?”. Odpowiedzi były oczywiście bardzo różne, ale profesor oczekiwał jednej: „widzę stosunki prawne, które zachodzą na rynku”.
Powiedziałem, że norma prawna nie jest ani prawdziwa, ani fałszywa. Możemy spytać jedynie czy obowiązuje, czy nie obowiązuje. Zastanówmy się nad jej obowiązywaniem. Nad przywiązywaniem do normy prawnej tej cechy, jakiej są źródła powinności. Norma prawna dla prawnika - niezależnie od tego jakiej szkoły filozofii prawa byłby reprezentantem - jest źródłem prawa. Niezależnie od tego czy uważa, że ustawodawca stanowiący normę był związany jakimś pozaprawnym systemem normatywnym, czy taki pozaprawny system normatywny odrzucił. Norma prawna jest źródłem powinności. Jest wypowiedzią prawodawcy zawierającą nakaz lub zakaz zachowania się, określającą wzorzec zachowania oczekiwanego przez ustawodawcę. Zastanówmy się nad dwoma aspektami określenia normy prawnej: to jest nakaz lub zakaz, a więc imperatyw wyrażony przez prawodawcę i jest to wzorzec oczekiwanego zachowania. Jeżeli jest to imperatyw wyrażony przez prawodawcę, to w takim razie prawodawca, twórca normy postępowania, musi mieć władzę w stosunku do adresata normy. Czyli zachodzić tu będzie stosunek zależności. Źródłem powinności będzie autorytet władzy lub siła władzy.
Co jest dla kogo dobre
Drugą warstwą, która interesująca jest w wypowiedzi normatywnej, jest określenie wzorca zachowania oczekiwanego od adresata normy przez osobę czy podmiot ustalający normę. Określenie wzorca pożądanego zachowania - jeśli przyjmiemy racjonalność ustawodawcy, to czasami jest rzeczywiście wątpliwe, ale założyć musimy - opierać się musi na rozpoznaniu przez prawodawcę co jest dla niego szkodliwe, a co jest korzystne, co jest dobre, a co jest złe dla tych stosunków, które on uważa za ważne, dla tych wartości, które chce bronić. Nie ma norm prawnych - z wyjątkiem może norm czysto technicznych, np. normy prawnej regulującej czy jeździmy po prawej, czy po lewej stronie jezdni - które nie miałyby podłoża aksjologicznego, które nie byłyby oparte na wartościach i nie służyły obronie wartości akceptowanych, uznawanych przez prawodawcę. Charakterystyczne dla postmodernizmu oderwanie porządku prawnego od świata wartości jest chyba daleko idącym nieporozumieniem. Jeżeli system wartości akceptowany przez ustawodawcę pokrywa się z systemem wartości akceptowanym przez adresata normy prawnej, to jest on ze zrozumiałych względów gotów przyjmować tę normę jako własną normę postępowania. I to jest najbardziej korzystny obraz (...). Może jednak zaistnieć taka sytuacja, że norma prawna jest odrzucana przez adresata normy jako jego własna norma postępowania. Może się to zdarzać z różnych powodów, na przykład dlatego, że odrzucamy racjonalność ustawodawcy. Podzielając jego świat wartości uważamy, że norma prawna, którą wprowadza, jest niewłaściwą dla ochrony określonych dóbr, określonych wartości, będących naszymi wartościami. Ale może być i tak, że odrzucamy cały system wartości, który akceptuje ustawodawca. I wtedy oczywiście również i normy służące ochronie tych wartości nie mogą być uznawane za nasze normy postępowania.
Odrzucam, bo nie akceptuję
To rozróżnienie jest ważne z praktycznego punktu widzenia. Zwalczając zachowania, które są sprzeczne z porządkiem prawnym, należy brać pod uwagę, czy osoba, która narusza prawo, narusza je ze względu na odrzucenie racjonalności ustawodawcy, czy odrzuca świat wartości, którym ustawodawca się kierował, stanowiąc prawo. Czy też naruszył prawo z uwagi na pewną okoliczność, nie akceptując wewnętrznie własnego postępowania. W państwie demokratycznym - w którym władza prawodawcza należy do organów państwa, a jej skład personalny wyłoniony jest przez większość społeczeństwa - będzie charakterystyczne to, że stopień akceptacji norm prawnych i ich traktowania jako własnych norm postępowania będzie stosunkowo duży. Tam gdzie grupa sprawująca władzę doszła do niej lub utrzymuje się przy władzy nie w wyniku procedur demokratycznych, stopień ten będzie naturalnie znacznie niższy albo wręcz minimalny. Wtedy zachowania zgodne z wzorcem normatywnym wymuszane są za pomocą aparatu przemocy, będącego do dyspozycji władzy.
Jeżeli zgodzimy się ze stwierdzeniem, że norma prawna nie jest aksjologicznie neutralna, to rodzi się pytanie odnoszące się do autonomii ustawodawcy, a szczególnie ustrojodawcy, do organu czy narodu tworzącego ustawę zasadniczą, konstytucję. Czy twórca konstytucji jest związany, jeśli tak to do jakiego stopnia, normami pozaprawnymi, których egzystencję będą niektórzy łączyć z porządkiem nadanym przez stwórcę, a inni z porządkiem wytworzonym w ramach kształcenia się cywilizacji? O tym jest właśnie mowa w preambule do obowiązującej u nas konstytucji. Niektórzy wartości leżące u podstaw naszego systemu prawnego wyprowadzają od Boga, inni wyprowadzają je z innych źródeł. Konstytucja jednak dobrze oddaje to, że są to właściwie te same wartości, bo korzenie cywilizacyjne są dla narodu polskiego wspólne. Konstytucja sama stwierdza, że jej twórca, czyli naród, akceptuje normy pozaprawne, których obowiązywaniem czuje się związany.
Człowiek jest wojny i posiada prawa
Najwyraźniej zostało to stwierdzone, moim zdaniem, w najważniejszym artykule obowiązującej konstytucji, w artykule 30: „Źródłem wszystkich wolności i praw jest przyrodzona i niezbywalna godność człowieka”. To nie ustawodawca nadaje wolności i prawa, to człowiek jako istota wyposażona w godność jest wolna i posiada prawa. Prawodawca ma wolność człowieka i jego prawa gwarantować i chronić. Ten przepis konstytucji powoduje, że cały kompleks rozwiązań prawnych związanych z wolnościami i prawami człowieka oparty jest w naszym porządku prawnym na prawie naturalnym, na charakterystycznej dla cywilizacji europejskiej - wywodzącej się z greckiej filozofii, rzymskiego prawa i chrześcijańskiej etyki - podmiotowości człowieka. System prawny opiera się także na drugim filarze - na dobru wspólnym i odpowiedzialności każdego obywatela za dobro wspólne. Wynikającym z godności człowieka wolnościom i prawom towarzyszy odpowiedzialność za dobro wspólne. Pierwszy filar stanowi oparcie dla konstruowania obowiązków państwa i społeczeństwa wobec człowieka, filar drugi stanowi podstawę dla określenia obowiązków człowieka wobec wspólnoty tworzącej państwo i obowiązków wobec innych członków społeczeństwa. Z hierarchicznej konstrukcji źródeł obowiązującego prawa, wynika konieczność zgodności norm niższego rzędu, a więc ustaw i rozporządzeń, z konstytucją. W porządku prawnym nie powinny więc egzystować normy, które byłyby sprzeczne z wymienionymi przeze mnie fundamentami porządku prawnego. Przewidziane procedury, a przede wszystkim postępowanie przed Trybunałem Konstytucyjnym, służą eliminacji takiego złego prawa.
Prawo nie działa przeciw sumieniu
W coraz większym stopniu źródłem prawa i powinności wyznaczającej prawa i obowiązki człowieka stają się normy prawa międzynarodowego i prawa stanowionego przez organizacje międzynarodowe. Stawia to także w centrum uwagi problem aksjologicznych podstaw tych norm, problem o tyle trudniejszy, że w skali globalnej, a nawet w skali europejskiej, różnice w akceptacji poszczególnych wartości mogą być u różnych grup narodowych znacznie większe niż ma to miejsce obecnie w Polsce. Przy stanowieniu prawa także przez organizacje międzynarodowe i ponadnarodowe obowiązywać musi zasada, że na nikogo nie wolno nakładać prawnego obowiązku działania przeciwko własnemu sumieniu. Wyjątki od tej zasady muszą być bardzo wyraźnie sprecyzowane w normach rangi konstytucyjnej i dotyczyć tylko sytuacji ekstremalnych, na przykład konfliktu zbrojnego.
Wynikająca z normy prawnej powinność określonego zachowanie się, ulega często korekcie w wyniku kolizji dóbr chronionych przez normy prawne. Chronione normami prawnymi dobra dlatego są dobrami mającymi wartość społeczną, że uczestniczą w obrocie. Uczestnicząc w obrocie narażone są na zniszczenie, a szczególnie na kolizję z innymi dobrami. Jest więc niezmiernie ważne określenie w porządku prawnym sposobów rozwiązywania takich kolizji, a w szczególności wyboru dobra, które ma być poświęcone dla ochrony innego, kolidującego z nim dobra. Sposób rozwiązania kolizji dóbr czasami podaje konstytucja. Mamy przepis artykułu 31, który stwierdza, że „ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanowione tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i prawa”.
Stosujący prawo musi mieć wyjątkowe poczucie tego, co nazwać można prawym prawem. A więc prawem opartym nie tylko na jego literze, ważnej z punktu widzenia pewności prawa, ale także opartym na sprawiedliwości, a więc chroniącym wartości dla nas ważne, świadczące o naszej cywilizacji i ją charakteryzujące. Warto pamiętać, że już Rzymianie, a to przecież ich geniusz stworzył podwaliny europejskiego prawa, rozróżniali lex i jus. Zarówno lex, jak i jus są źródłami naszej powinności, wyznaczają wzorce postępowania zgodnego z prawem.
* śródtytuły pochodzą od autorów publikacji
|