Czy dobro Europy jest dobrem Polski?
Danuta Hübner
1. Dla ojców integracji europejskiej było oczywiste, że jeżeli chcemy
wyeliminować ryzyko wojny na naszym kontynencie, to w Europie konieczne są
niezwykle radykalne zmiany instytucjonalne. Myślę, że kluczowym celem
strategicznym całego przedsięwzięcia było właśnie owo dążenie. Wiązało
się ono jednak bardzo silnie z celami ekonomicznymi. Byłoby uproszczeniem, a
nawet błędem sądzić, że polityczne uzasadnienie integracji może być
odseparowane od argumentu gospodarczego, czy też, że argumenty ekonomiczne są
daleko mniej ważne niż polityczne. Traktat rzymski zawiera odpowiedź na ten
dylemat. Tworzy warunki instytucjonalne, które eliminują ryzyko wojny i
jednocześnie sprzyjają rozwojowi społeczno-gospodarczemu. Zbliżające się
pierwsze wschodnie poszerzenie Unii jest kolejnym krokiem w tym kierunku.
Znacznie większe niż przy poprzednich poszerzeniach różnice w poziomie
rozwoju między krajami Unii a krajami kandydującymi nie pozostaną jednak bez
wpływu na sposób wprowadzania w życie tego strategicznego przedsięwzięcia,
które bez wątpienia jest wielkim, bezprecedensowym przedsięwzięciem
inwestycyjnym – w szerokim tego słowa znaczeniu, przedsięwzięciem, które w
krótkim okresie wymaga poniesienia pewnych kosztów, jak każda inwestycja, a
które w okresie dłuższym jest bez wątpienia wysoce korzystne.
Razem budujemy wspólny europejski dom. Ten proces na pewno potrzebuje
inspiracji, których źródłem są oczekiwania ludzi, wymarzona przez nich
wizja przyszłości naszego kontynentu, świadomość wspólnej historii i
poczucie solidarności. Nade wszystko jednak o kształcie tego domu decyduje świadomość
wspólnego dobra. Potrafimy je dzisiaj nazwać, bo znamy wartość pokoju, wolności
i sprawiedliwości.
Fundamentem wspólnej architektury europejskiej są więc wartości, które
łączą, dają poczucie głębokiej wspólnoty i gwarancję, iż dobro, które
z nich wyrasta, jest dobrem wspólnym. Tylko wspólność dobra może dać jego
powszechną akceptację, poczucie przynależności i bezpieczeństwa, a także
poczucie odpowiedzialności.
2. Jeśli celem naszym jest Europa zintegrowana i demokratyczna, to musimy
poszukiwać tego, co połączy wspólne dobro i wspólny interes. Projekt
europejski, projekt zbliżenia i współpracy – widać to dziś wyraźnie –
ma swój wymiar ekonomiczny, społeczny i polityczny, współtworzy tożsamość
europejską i z niej wynika. Te trzy wymiary dają gwarancję stabilności
projektu Europy zintegrowanej, nasycają bowiem struktury instytucjonalne tym,
co nazywamy wartościami. Dla nas - Polaków, Hiszpanów, Belgów, wszystkich,
którzy czują się Europejczykami – wspólne dobro europejskie nie jest
trudne do zdefiniowania, bo opiera się na zbiorze uniwersalnych wartości,
wywodzących się z historii Europy. Uniwersalizm tych wartości polega na tym,
że możemy je dziś realizować na swój własny sposób. Musimy zaakceptować
zróżnicowanie Europy, także w odniesieniu do sposobu, w jaki religia jest
obecna w jej życiu społecznym. Najważniejsze, iż na ten temat toczy się
dyskusja, że są podstawy dla tej dyskusji, że jest wola poważnego do niej
podejścia, że jest na nią czas, bo toczy się debata o przyszłości Europy.
Pamiętajmy także, w poszukiwaniu dobra wspólnego, że zmienia się świat wokół
nas, że trzeba znaleźć język dobrej komunikacji między tradycją a
wyzwaniami, które dopiero się rodzą.
Dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości, potrzebujemy w Europie
solidarności i współpracy. Są one warunkiem niezbędnym, by bezprecedensowy
proces rozszerzenia zakończył się sukcesem i przyniósł spodziewane korzyści.
Przyświeca nam przecież, zarówno obecnym, jak i przyszłym członkom Unii,
wspólny cel – silna Unia Europejska, zdolna konkurować na rynku światowym,
promieniująca na świat wartościami wolności, demokracji, pokoju. Unia, która
daje obywatelom możliwość zatrudnienia, wysokie standardy w ochronie środowiska,
bezpieczeństwo.
3. Odpowiedzi na pytanie, czy dobro Europy jest dobrem Polski, innymi słowy,
czy istnieje wspólne dobro zintegrowanej Europy musi towarzyszyć refleksja nad
tym, jak uczynić z rozszerzonej Unii Europejskiej przestrzeń solidarności i
współpracy, a potem, jak ją pielęgnować. Solidarność jest zasadą, która
przyświecała integracji europejskiej od początków jej istnienia. Znalazła
swój wyraz już w preambule traktatu rzymskiego. Fundament solidarności
przynosił wymierne skutki i przyczynił się do powstania obszaru pokoju,
stabilności i dobrobytu w zachodniej części naszego kontynentu. Dzisiaj,
potrzeba jeszcze więcej solidarności i współdziałania, by ten obszar na
trwale objął cały nasz kontynent.
Gdy na stole negocjacyjnym pojawiają się najtrudniejsze, budzące najwięcej
emocji kwestie, nie można tracić z pola widzenia sprawy najważniejszej –
wspólnej Europy. Oparte na solidarności rozszerzenie jest naszym dobrem wspólnym,
dobrą inwestycją w przyszłość. Strażnikiem dobra wspólnego jest solidarność.
Wiemy, jak cenną jest ona wartością. Wiemy także, iż można ją zmarnować.
Solidarność europejska musi mieć charakter uniwersalny, nie odnosić się
tylko do obecnych członków Unii, do sposobu rozwiązywania problemów jej własnych
obywateli, ale także obywateli innych krajów. Dla nas Polaków jest ważne, byśmy
byli przekonani o naszym pełnoprawnym członkostwie, uzyskując należne nam
miejsce w unijnej społeczności. Oczywiście solidarność w procesie
negocjacji ma dwoisty wymiar. Musimy być dobrze przygotowani do członkostwa i
realizować wszystkie podejmowane zobowiązania. Prawo wspólnotowe, które
warunkuje efektywne funkcjonowanie rynku wewnętrznego, musi w momencie
rozszerzenia sprawnie działać. Jest to także nasz interes.
4. Są jednak obszary, gdzie myślenie o wspólnym dobru i wspólnym
interesie ustępuje egoizmowi. Solidarność, troska o wspólny interes i wspólne
dobro nie może być skierowana tylko do wewnątrz. Mamy i będziemy mieć
poczucie odpowiedzialności za te kraje, które pozostaną poza rozszerzoną Unią.
Solidarność będzie oznaczała otwartość przyszłej rozszerzonej Unii,
otwarcie na ludzi, otwarcie na współpracę handlową, inwestycyjną, otwarcie
na nowe myśli i poglądy. Trzeba przyznać, iż Europa ma pod tym względem
dobre doświadczenia. Była aktywnym twórcą współpracy na poziomie globalnym
(GATT, WTO). Poprzez porozumienia z Lomé świadczyła pomoc krajom trzeciego świata.
Na pewno musimy zrobić więcej w tym kierunku. Zróżnicowanie poziomu rozwoju
między bogatymi i biednymi rośnie. Oczywiście, możemy zrzucić
odpowiedzialność za ten stan rzeczy na brak demokratycznych rządów i złą
politykę w biednych krajach. Ale tak naprawdę oznacza to, że musimy pracować
na rzecz poprawy jakości rządzenia w tych krajach, wspierać to, co dobre i służy
ludziom. Przeszliśmy jako państwo i jako społeczeństwo na drugi brzeg rzeki,
staliśmy się pełnoprawnym uczestnikiem grupy państw odpowiedzialnych za
kierunek, w którym zmierza świat, za pomoc słabszym. Wynika to zarówno z
powodów moralnych, świat zmierzający ku lepszemu jest naszym wspólnym
dobrem, chcemy w nim uczestniczyć, ale to jest także nasz interes, służy
bowiem stabilności, pokojowi, zmniejsza ryzyko konfliktów.
Dla nas, nowego państwa członkowskiego Unii, jest istotne, by poszerzona
Unia dążyła do jak najlepszych stosunków z naszymi wschodnimi sąsiadami. Od
1989 roku wszystkie polskie rządy prowadziły politykę tworzenia obszaru
pokoju i stabilności w środkowej Europie. Dzisiaj mamy dobre stosunki z
naszymi wschodnimi sąsiadami. Jest naszym wspólnym interesem, by przetrwały
one próbę nowego porządku wizowego. Dobre stosunki sąsiedzkie Unii z Rosją,
Ukrainą, Białorusią i Mołdową są naszym wspólnym interesem i dobrem.
Dlatego myślę, że poszerzona Unia będzie musiała wyjść poza ten wymiar
współpracy, który stworzyły zawarte przez Unię umowy o partnerstwie i współpracy
z naszymi wschodnimi sąsiadami. Mam na myśli zarówno dalszy postęp w sferze
wymiany handlowej, jak i dalsze ułatwienia dla przepływu osób. Mam na myśli
także dalsze pogłębianie dialogu politycznego.
5. Solidarność i współpraca mogą rozkwitać tylko w Unii rozwijającej
się, zarówno w sensie ekonomicznym, jak i politycznym. Postęp w reformach
politycznych, dyskutowany w ramach Konwentu, będzie z pewnością procesem
trudnym. Już dzisiaj jednak widać, że jest on realny. Reformy ekonomiczne są
równie istotne, bez nich trudno będzie o solidarność i współpracę.
Problemem Unii, także tej rozszerzonej, staje się starzenie się społeczeństwa.
W ciągu najbliższych dwudziestu lat sytuacja stanie się wręcz dramatyczna.
Już dziś daje się odczuć mniejsza skłonność do ryzyka w Europie w porównaniu
z innymi, bardziej dynamicznymi obszarami świata. Już dziś mamy wiele przykładów
niekorzystnych konsekwencji ochrony interesu tych, którzy są wewnątrz
systemu, kosztem tych, którzy są na zewnątrz, a mogliby wnieść wiele do
procesu rozwoju. Widzimy to na co dzień w postaci dramatycznie wysokiego
bezrobocia wśród młodych. Dobro wspólne cierpi, bo źle jest rozumiany i
realizowany wspólny interes. Możemy to zmienić. Przyszłość solidarności
zależy od naszej zdolności do wygenerowania tej nadwyżki, którą możemy
przeznaczyć dla tych w potrzebie.
Solidarność i współpraca to wartości najwyższej rangi w nowej,
poszerzonej Unii. Nie można ich definiować zbyt wąsko, bo są to przecież
wartości uniwersalne. W ciągu ostatniej dekady leżały one u podstaw także
naszej polityki. Dziś wiemy, iż nasze członkostwo w Unii oznacza dołączenie
do grupy państw, które funkcjonują w obszarze wspólnie ukształtowanego,
empirycznie sprawdzonego porządku prawnego. Wejście w ten system daje
wiarygodność i stabilność otoczenia instytucjonalnego dla tych, którzy
tworzą wzrost - inwestorów, ale także poczucie stabilności i bezpieczeństwa
konsumentów. Wejdziemy w wielki rynek, co oznacza większe możliwości zbytu,
obniżkę kosztów, nowe miejsca pracy. Uzyskamy dostęp do potencjału
badawczo- rozwojowego, nowych technologii. Swoboda przepływu pracy, kapitału,
inwestycji to sprawdzony mechanizm rozwoju.
6. Solidarność na poziomie Unii ma wiele znaczeń. Jedną z najważniejszych
interpretacji jest ta, która mówi, że członkowie Unii wspierają się w
kwestiach polityki zagranicznej, gdy tylko jest to możliwe. Już od pewnego
czasu kraje kandydujące do członkostwa w Unii wykazywały tę solidarność
wobec obecnych państw członkowskich poprzez współdziałanie w ramach wspólnej
polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Oczywiście, tradycyjnym znaczeniem
solidarności jest to, co traktaty nazywają „spójnością społeczno-gospodarczą".
Solidarność w tym sensie jest fundamentalną wartością społeczeństwa i
bez funkcjonującego systemu solidarności cywilizowane społeczeństwo samo
znajduje się w stałym zagrożeniu. Solidarność polega na pomaganiu innym, którzy
nie ze swej winy cierpią z powodu niekorzystnego zwrotu ich losu, lub którzy
sami nie są zdolni wyrwać się z pułapki ubóstwa. Debata na temat rozwoju od
dziesięcioleci przekonywała nas, że świadczona pomoc powinna być
tymczasowa, a świadczenie jej powinno trwać, dopóki beneficjent nie będzie mógł
radzić sobie własnymi siłami i tym samym nie będzie już potrzebował
wsparcia. Oczywiście niektórzy wymagają stałej pomocy, ale ci są nieliczni.
Doświadczenie uczy nas również, że świadczona pomoc powinna być prosta pod
względem administracyjnym i zrozumiała. Powinna być jednak oferowana pod określonymi
warunkami. Solidarność między ludźmi nie leży w kompetencji Unii, jest
domeną rządów, ale także istnieje w relacjach między państwami członkowskimi
i regionami poprzez działanie funduszy strukturalnych oraz Funduszu Spójności.
7. Jak mają się transfery środków pomocowych do zasad solidarności, o których
właśnie wspominałam? W tym kontekście, jak już podkreśliłam, transfery
powinny być tymczasowe i ściśle warunkowe, by zagwarantować ich mądre
wykorzystanie i proste administrowanie w taki sposób, by skorzystać z nich
mogli wszyscy, którzy ich potrzebują.
Dlaczego powinny być tymczasowe? Wiemy, że stałe subsydiowanie ogranicza
ducha przedsiębiorczości w społeczeństwach i hamuje rozwój. Istnieje
dostateczna liczba przykładów takich regionów lub sektorów w Unii i krajach
kandydujących. Jeśli transfery miałyby być trwałe, to niewątpliwie staną
się niezbędne na stałe.
Dlaczego powinny być one ściśle uwarunkowane? Ponieważ środki, które
nie muszą być zwrócone, są łatwo marnotrawione, chyba że ich wykorzystanie
podlega ścisłym warunkom. Wiemy, że jednym z powodów, dla których na przykład
gospodarka Irlandii osiągnęła takie sukcesy, było to, że kraj ten prowadził
politykę makroekonomiczną pozwalającą na przyjęcie transferów bez
ograniczania prywatnych inwestycji.
Jeśli warunki przyznawania pomocy są precyzyjnie określone i
przestrzegane, umożliwia to administracyjne uproszczenie transferu środków.
Obecnie stosowanie zasady solidarności w Unii jest niezwykle złożone, co
prowadzi do wysokich kosztów administracyjnych i do powstawania grup interesu
wyspecjalizowanych w wykorzystywaniu tych funduszy.
8. Wracając do poszerzenia i solidarności, myślę, że te zasady solidarności
powinny kierować inwestycjami z funduszy strukturalnych, których Unia dokonuje
w nowych państwach członkowskich, by umożliwić im gospodarcze doganianie
obecnych państw Unii. Ponadto, jest przecież oczywiste, że jeśli transfery
strukturalne przekładają się na wyższy wzrost gospodarczy w
krajach-beneficjentach, korzysta na tym cała Unia.
Wiemy wszyscy, że między obecnymi i nowymi państwami członkowskimi
istnieje luka rozwojowa, a poziom PKB na 1 mieszkańca nowych państw członkowskich
stanowi ok. 40 proc. średniej unijnej mierzonej parytetem siły nabywczej.
Niektóre z tych krajów charakteryzują się wysokim poziomem bezrobocia, wiele
z nich ma ciągle problemy z dostosowaniem struktur. Problemy te należy rozwiązywać
w nadchodzących latach. Potrzeba zwiększenia inwestycji w celu zapewnienia
wysokich stóp wzrostu i tworzenia nowych miejsc pracy ma ogromne znaczenie. W
sytuacji, gdy dobiega końca proces prywatyzacji, coraz trudniej będzie przyciągać
bezpośrednie inwestycje zagraniczne, które odgrywały istotną rolę w rozwoju
gospodarczym w ostatnich latach.
Wiemy również, że jednym z czynników ograniczających rozwój jest
stosunkowo słabo rozwinięta infrastruktura w wielu z tych krajów. Bez lepszej
infrastruktury coraz trudniej będzie pozyskiwać nowe inwestycje, a rozwój
infrastruktury ograniczony jest trudnościami w wyasygnowaniu funduszy
prywatnych bądź publicznych na te cele. Transfery pozwolą na znacznie łatwiejszy
rozwój nowoczesnej infrastruktury, co powinno ułatwić szybkie generowanie
wysokiego poziomu wzrostu gospodarczego.
Na wysokim wzroście gospodarczym skorzysta oczywiście też reszta Unii,
bowiem wzrost ten wytworzy zapotrzebowanie na import ze starych krajów członkowskich.
Państwa członkowskie mogą też odnieść bezpośrednie korzyści, bowiem rozwój
infrastruktury obniży koszty transportu. Na przykład Niemcy skorzystają bezpośrednio
na modernizacji infrastruktury w Polsce, która obniży koszty transportu dla
firm niemieckich. Transfer funduszy do nowych państw członkowskich musi więc
być postrzegany jako inwestycja o znacznej stopie zwrotu.
Od nowych państw członkowskich będzie oczywiście zależało efektywne i właściwe
zarządzanie tymi transferami. UE w tej kwestii nie zastąpi odpowiedzialności
rządów narodowych. Naszym zadaniem będzie utrzymanie dyscypliny budżetowej i
finansowej, by zagwarantować, że środki te nie spowodują ograniczenia
inwestycji prywatnych i nie wpłyną na destabilizację gospodarki. Uważam za
zupełnie oczywiste, że Unia warunkuje uruchomienie transferów z funduszy
strukturalnych spełnieniem pewnych wymogów makroekonomicznych, jak również
normalnymi wymogami związanymi z projektami.
9. Czy poszerzona Unia zdoła udźwignąć większy koszt rozciągnięcia
solidarności na nowe kraje członkowskie?
Pierwszym faktem, który chciałabym podkreślić, to rozmiary redystrybucji,
która odbywa się na poziomie Unii. Są one niewielkie i wynoszą znacznie poniżej
0,5 proc. PKB Unii.
Po drugie, Unia zdecydowała o ograniczeniu rocznych transferów środków
strukturalnych w przyszłości do 4 proc. PKB kraju-beneficjenta. Oznacza to, że
limit dla krajów uboższych jest znacznie niższy od limitu dla krajów
bogatszych. Dla wszystkich nowych państw członkowskich razem wziętych oznacza
to górny pułap transferów w wysokości ok. 15 mld euro w cenach bieżących,
czyli tylko połowę wartości środków przeznaczonych dla beneficjentów w
obecnej Unii.
Jeśli więc chodzi o finansowanie solidarności, nie tylko ważny jest większy
koszt finansowania rozwoju infrastruktury w nowych państwach członkowskich,
ale również wynik negocjacji, które rozpoczynają się obecnie w ramach Piętnastki,
na temat tego, jakie rozwiązanie przyjąć dla regionów w starej Unii, które
nie będą się już kwalifikowały do pomocy. Zakładając jednak, zgodnie z
zasadami wspomnianymi wyżej, że obecne państwa członkowskie poczynią pewne
oszczędności ze względu na fakt, że relatywnie bogatsze regiony nie otrzymają
wsparcia z funduszy strukturalnych, wzrost netto kosztu funduszy strukturalnych
wywołany przez rozszerzenie będzie niewielki.
10. Wiemy, że kraje kandydujące nie kwestionowały sugestii dotyczących
transferów z funduszy strukturalnych zawartych w „Ramach Finansowych"
opracowanych ostatnio przez Komisję Europejską. Dzieje się tak, ponieważ
wszyscy zdajemy sobie sprawę, że absorpcja transferów może być początkowo
powolna, a środki przewidziane w Ramach Finansowych na okres do roku 2006 są
wystarczające w stosunku do możliwości ich wykorzystania. W mojej opinii
jednak górny pułap transferów w wysokości 4 proc. PKB powinien zostać rozważony
w sposób bardziej elastyczny w przypadku krajów, które będą w stanie wykazać,
że wykorzystały fundusze dobrze, i że są gotowe podporządkować się ścisłym
warunkom. Takie rozwiązanie byłoby z pożytkiem dla krajów, które
przestrzegają wspomnianych wyżej przepisów dotyczących właściwego zarządzania
transferami solidarnościowymi.
Historia funduszy strukturalnych w Unii nie była w rzeczywistości historią
instynktownej solidarności. Jest to raczej historia twardych negocjacji między
państwami członkowskimi. Negocjacje stały się jeszcze trudniejsze od czasu
powstania unii gospodarczej i walutowej oraz wprowadzenia Paktu Stabilności.
Presja, jaką wywiera pakt na deficyty budżetowe, prowadzi do tego, że niektóre
państwa członkowskie kwestionują nie tylko własne transfery netto do budżetu
UE, ale również transfery brutto.
11. Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej ma swój wymiar globalny. Jest
poniekąd poszukiwaniem odpowiedzi na lęki związane z globalizacją. To
niezwykle pojemne pojęcie weszło w modę na przełomie lat 80. i 90., opisując
nową rzeczywistość. Stworzona została przez stopniowe eliminowanie w ciągu
ostatnich 50 lat barier w handlu międzynarodowym, przez deregulację rynków
finansowych w latach 80. i rewolucję technologiczną, która radykalnie obniżyła
koszty przetwarzania informacji i komunikacji. Wszystko to zbliżyło do siebie
rynki i zwiększyło współzależność gospodarek narodowych. Wpłynęło także
na zmianę relacji między państwem i siłami rynku. Przez wielu globalizacja
jest postrzegana jako siła destrukcyjna, jako zagrożenie dla tożsamości
kulturowej. Nie można tego bagatelizować, bo dla wielu ludzi ich lojalność
ma wymiar narodowy lub lokalny. Musimy więc zmierzyć się z jednym z największych
wyzwań początku XXI wieku, jakim jest konieczność pogodzenia narodowej
polityki z możliwościami rozwojowymi, które oferuje międzynarodowa
integracja, a więc współpraca dla osiągnięcia wspólnych celów.
12. Rozpowszechnianie się międzynarodowych standardów i regulacji jest
wyrazem powstawania systemu opartego na regułach, które umożliwiają zarówno
artykułowanie interesów przez różne grupy, jak i ułatwiają znajdowanie
porozumienia. Proces ten jednak musi być jeszcze bardziej przejrzysty i otwarty
na tych, którzy nie uczestniczą w nim bezpośrednio – społeczeństwo
obywatelskie. Myślę, że aby społeczne konsekwencje procesu umiędzynarodowienia
rozwoju nie obróciły się przeciwko integracji, na przykład poprzez ucieczkę
do narodowego protekcjonizmu, musimy wrócić do pewnego argumentu, którego używaliśmy
w debacie na rzecz wolnego handlu – do sprawiedliwego podziału korzyści. Ci,
którzy odnoszą korzyści, muszą być przygotowani do podzielenia się nimi z
tymi, którzy dzisiaj nie mogą znaleźć się w grupie zwycięzców. Wracamy
tym samym do zasady solidarności, leżącej u źródła europejskiej
integracji. Głównym osiągnięciem zachodniej demokracji po drugiej wojnie światowej
była bez wątpienia zdolność do połączenia efektywnej alokacji zasobów w
wyniku działania sił rynkowych z troską o równość i sprawiedliwość. To
jest wielka lekcja naszej historii, o której nie można zapominać w dyskusji o
integracji europejskiej.
13. Integracja europejska to na pewno dużo więcej niż wspólny rynek i wspólna
polityka. Prawdziwym problemem integracji jest to, jak zarządzać europejską różnorodnością,
jak czerpać z niej korzyści, jak wykorzystać ją w świecie rosnącej współzależności.
Rzeczywistym wyzwaniem dla europejskiej integracji, obejmującej coraz więcej
państw i społeczeństw, jest stworzenie przejrzystych, efektywnych,
wiarygodnych ram dla budowania porozumienia i podejmowania decyzji. To muszą być
takie ramy, których nie można użyć dla własnego interesu przeciwko innym, w
których wszyscy będą mieli swój głos zapewniony, w których wszyscy będą
czuli, że są przydatni, że wzbogacają ów mechanizm i strukturę.
Wszyscy potrzebujemy dziś głębokiej refleksji nad spójnością tego co
nasze - polskie i nasze - europejskie. To związek wzajemny. Postęp w
integracji wpływa na kierunki, sposoby i środki polityki krajowej. Ta ostatnia
z kolei jest elementem wzmacniającym wysiłek integracyjny. W dzisiejszym świecie
coraz bardziej od siebie zależymy. Ta zależność tworzy wspólne dobro i wspólny
interes. Partnerstwo jest najlepszym sposobem na rozwiązywanie problemów.
Chroni nas przed uciekaniem się do rozwiązań ekstremalnych, daje właściwe
proporcje.
14. Często mówi się, że ludzi nie interesują dyskusje, jeśli nie dotyczą
bezpośrednio ich życia codziennego, tego co dzieje się w społeczności
lokalnej, w której żyją. Myślę, że to nieprawda. Każdy z nas jest w
stanie pojąć sens fundamentalnej, wielkiej zmiany w Europie, która jest
naszym udziałem, jeśli potrafimy wytłumaczyć, dlaczego zmiany mają miejsce
i czemu służą. To zadanie dla nas wszystkich – polityków, akademików,
organizacji pozarządowych, mediów. Są takie momenty w historii, kiedy trzeba
rozmawiać o sprawach fundamentalnych. Wtedy padają pytania najprostsze, na które
najtrudniej odpowiadać. Dzisiaj na pewno pytamy o to, co my Polacy, my
Europejczycy chcemy razem robić, by stawić czoła wyzwaniom zmieniającego się
świata. Dlatego musimy wiedzieć, co jest naszym dobrem wspólnym, naszym
polskim interesem, naszą polską inwestycją w pomyślną przyszłość.
15. Myślę, że stoimy dziś wobec wyzwania – jak zapewnić właściwe
miejsce, odpowiednią przestrzeń dla narodowych preferencji, realizując
jednocześnie nasz globalny i europejski proces, nasz udział w globalnym i
europejskim postępie. Od dwunastu lat wprowadzamy do naszego życia społecznego
nowe instytucje – związane z budową demokracji, gospodarki rynkowej, z postępem,
z globalizacją, wreszcie z integracją europejską. Wyzwaniem dla nas
wszystkich jest, by móc ten nowy porządek wprowadzać w system naszych własnych
wartości politycznych, społecznych i duchowych, w to, co nam bliskie i znane.
Prawdą jest, że niektórzy Polacy są zaniepokojeni europejskim wymiarem tożsamości
narodowej. Prawdą jest też, że niepokój o tożsamość narodową jest potęgowany
przez globalizację, ale także przez transformację. Jeśli popełnimy błąd,
jeśli te wartości i preferencje, z którymi się głęboko utożsamiamy, będą
lekceważone w imię integracji europejskiej, istnieje ryzyko, że to, co nowe,
będzie odrzucane. Dlatego ważna jest kultura mówienia o sprawach
europejskich. Myślę też, że im więcej solidarności europejskiej w sobie
rozbudzimy, tym słabsze będą lęki o utratę tożsamości narodowej, bo udział
i przynależność jest najlepszym antidotum na strach o utratę tożsamości.
Idea tożsamości narodowej może też być niebezpieczna, gdy używana jest
jako argument przeciw innym. Tak jest wtedy, gdy idea tożsamości kulturowej
pojawia się w polskiej debacie europejskiej przede wszystkim pod wpływem i
przy udziale eurosceptyków.
Myślę też, że nasza wrażliwość kulturowa wynika także z faktu, iż w
latach 90., jak nigdy przedtem, zaczęliśmy sięgać do historii Europy, do
naszej historii w Europie. Z różnych powodów – po lekcje, po argumenty, żeby
poprawić swoje samopoczucie. Zaczęliśmy szukać definicji Europy, granic
Europy, to pobudziło świadomość narodową. Myślę, że jest to w pełni
zrozumiałe, że kiedy ludzie czują się bezradni wobec nowych wyzwań, sięgają
do historii, do tradycji, do tego, co daje poczucie bezpieczeństwa, co
swojskie. Dziś polscy twórcy kultury krążą po Europie, wnosząc wiele do
kultury europejskiej. Przez taki bezpośredni udział w tworzeniu kultury
europejskiej znikają obawy o utratę tożsamości narodowej. Otwarcie, bliskie
związki z innymi kulturami weryfikują siłę tożsamości narodowej. Wchodząc
do Unii, stajemy przed nowym wyzwaniem – wspólnym dla nas wszystkich – jak
zarządzać tą różnorodnością kulturową, którą współtworzymy, jak ją
spożytkować. Nad tym będziemy pracować już w Unii razem. Będzie łatwiej.
16. Usiłując zrozumieć potrzebę debaty o tożsamości narodowej, myślę,
że warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden element. Wspomniana już
globalizacja oznacza, że zbliżamy się do punktu, kiedy granice narodowe i władze
narodowe odgrywają coraz mniejszą rolę w kształtowaniu decyzji podejmowanych
przez podmioty gospodarcze. Ludzie, którzy tracą pracę, postrzegają niektóre
wydarzenia jako rezultat presji ponadnarodowych korporacji lub instytucji międzynarodowych
– czują się zaniepokojeni. Odbierają to jako zagrożenie dla ich tożsamości
kulturowej, czują potrzebę jej ponownego zdefiniowania, umocnienia. Myślę,
że wszystkie społeczności, które identyfikują się językowo, religijnie,
etnicznie, odbierają taki stan niepewności, zagrożenia jako dodatkowy bodziec
do poszukiwania, utwierdzenia się w swej tożsamości. Często podkreślaliśmy,
że zawsze byliśmy w Europie, ale jednocześnie, paradoksalnie, szukamy własnej
tożsamości kulturowej w naszej odrębności od Europy.
Rzeczywistość, która nas otacza, zmienia się bardzo szybko. Ludzie są
zmuszeni do działania, ale nie mają czasu na refleksję. To tworzy niepokój.
Wierzę, że współpraca europejska jest najlepszą odpowiedzią na te lęki.
We wszystkim, co robimy, potrzebna jest równowaga, cudowna recepta na miksturę,
która musi uwzględniać to, co najlepsze w starym i nowym, w tym, co dajemy i
dostajemy, w tym, co europejskie i narodowe.
Danuta Hübner
|