Posłanie Krzysztofa Zanussiego
i pokaz przedpremierowy filmu „Życie jako śmiertelna choroba...”
Kino Neptun w Gdańsku
1 września 2000, godz. 18.00
(...) Wiek XXI będzie wiekiem, który zbuduje młodzież, dzisiaj po nas przejmująca społeczeństwa, planetę, stan moralny ludzkości (chyba nie najlepszy, nie mamy być z czego dumni).
Wiek XX był wiekiem dość upiornym, realizującym pomysł wieku poprzednika, żeby ulepszać ludzkość z użyciem siły i gwałtu. Żeby tworzyć systemy czyniące z człowieka anioła, a z ziemi raj, który w tradycji wielkich religii, przede wszystkim w tradycji judeo-chrześcijańskiej, jest obietnicą po tamtej stronie życia, a nie na dzisiaj (...).
Wyobrażam sobie, jak trudna jest dzisiaj debata wśród młodych, którzy odkryli wolność. I muszę zadać pytanie: „A co by miało nas w takim razie ograniczać?”. „Po co mamy się liczyć z tradycją, z doświadczeniem ludzkości, skoro zbudowano na naszych oczach technologię, której nigdy nie było wcześniej. A skoro ta technologia wszystko zmienia, to po co nam zakazy, dekalog, rodzina, tradycja? Po co nam to wszystko? Zrobimy wszystko inaczej, lepiej, będziemy szczęśliwsi, zrobimy tutaj najlepszy świat”. To pytanie będzie powracało i trzeba szukać na nie trzeźwej odpowiedzi, bo dzisiejszy człowiek chce racjonalnie rozumować.
A więc czym jest tradycja? Czym jest ten kodeks powinności i ograniczeń płynący z dekalogu i z Ewangelii? Czy jest on kagańcem, który człowieka ogranicza i odkształca, zabiera ludzką wolność?
A może trzeba na świat spojrzeć inaczej. Jak na wielką przygodę, która jest przejściem przez topiel, przez błota, gdzie jest jedna ścieżka wskazana nam przez Stwórcę. Może wtedy to, co nas ogranicza, staje się po prostu busolą, drogowskazem. Jeżeli dane nam było przez kogoś życie, to dany nam był także sposób użycia życia. I ten „sposób” jest tym bagażem, który musimy przystosować do nowego stulecia. Jest jednak bagażem ważnym, jeśli wierzymy, że ktoś nas stworzył i że życie zostało nam dane jakby w arendę i mamy je przed kimś zdać, zdać sprawozdanie.
A jeśli wszystko nam wolno, to świat wygląda zupełnie inaczej. Mamy prawo do wszelkich eksperymentów, możemy czynić z naszym życiem, co nam się żywnie podoba. I możemy wyjrzeć na tę drugą stronę, z której może czeka nas przykra niespodzianka. Przecież w przyrodniczym sensie nikt nie zagwarantował naszemu gatunkowi przetrwania. Jesteśmy pewną przelotną przygodą tej planety, na której powierzchni nie tak dawno jakaś małpa wyprostowała się nagle, zyskała cięższą głowę i stała się tym, co nazywamy „człowiek”. No, ale to stworzenie może wyprodukować następne, i to następne będzie lepsze i oddali tych, co dzisiaj tutaj żyją. Ta perspektywa poprawienia świata, wyprodukowania idealnego człowieka, dzisiaj nie zaowocuje ewolucją. Myślę, że to już mamy za sobą. Może jednak zaowocować wieloma pomysłami genetycznych ulepszeń, hodowaniem geniuszy, ludzi szczęśliwych, nadludzi. To wszystko wisi w powietrzu i dlatego nie można uniknąć pierwszego podstawowego pytania: „za kogo się mamy?”. Za twórców i właścicieli, czy za obdarowanych i stworzonych. Myślę, że to pytanie będzie wielkim pytaniem początku tego wieku. To pytanie chciało zamilknąć na przełomie mijającego stulecia, ale powróciło do nas i jest dla społeczeństw otwarte, otwarte dla Europy. Jakie widzenie człowieka przyjmiemy, takie będą tego konsekwencje (...).
To moja refleksja na koniec tego stulecia, napisana na bilecie kolejowym. Nic takiego ważnego, bo też i artysta wypowiada się przez swoje dzieła, a nie przez komentarze.
|